wtorek, 27 grudnia 2011

Inaczej niż zazwyczaj

Jak zwykle po pracy wstąpił do zakładowego baru. Pani Zosia nie omieszkała przywitać go sympatycznym uśmiechem i wykrzyczeć z dumą, że "dzisiaj pierogi leniwe"!
- Pani Zosiu, z pani rącząt zjem wszystko z apetytem! Nawet te kluchy będą mi niebem w gębie!
Kobieta była grubo po pięćdziesiątce, a jej policzki oblały się rumieńcem nastolatki. Komplementy pana Janka zawsze sprawiały jej radość, chociaż wiedziała, że ten zawsze grzeczny i miły człowiek ma po prostu taki sposób bycia. Ale i tak było jej przyjemnie. Porcję leniwych okrasiła więc suto ciepłym uśmiechem i obfitą ilością stopionego masełka.
Pan Janek szarmancko podziękował, coś szepnął jeszcze o zielonych oczętach pani Zosi i po chwili taca z jego daniem wylądowała na tym, co zwykle stoliku - tym przy oknie. Jak zwykle objął lustrującym spojrzeniem widok za szybą. Od lat te same elewacje, coraz bardziej odarte z tynku i rachityczne drzewo z wronimi gniazdami. Pierogi pochłaniał mechanicznie, nie czując ich smaku.
Lubił tę codzienną rutynę i przewidywalność każdej mijającej godziny. Wszelkie nieprzewidziane sytuacje napawały go obawami i niechęcią. Jego poukładany światek był dla niego azylem, bezpieczną przystanią, której nie zamierzał burzyć, ani zakłócać nieoczekiwanymi zdarzeniami. Lubił starych znajomych, sprawdzone miejsca, znane uliczki. I lubił swoja pracę, którą po latach mógł wykonywać niczym automat.

Wszedł do klatki schodowej, zwyczajowo przekręcił kluczyk w drzwiczkach swojej skrzynki pocztowej, spodziewając się znaleźć w niej rachunek za telefon i ewentualnie plik kolorowych ulotek reklamowych, krzyczących chwytliwymi hasłami. Znalazł to, czego szukał, ale ze zdumieniem wyszperał też kremową kopertę. Zaadresowana była do niego damską dłonią, o czym świadczyła krągłość liter i fantazyjne zawijasy. Na odwrocie nie było danych nadawcy.

Siostra... Siostra była przykrym wspomnieniem, które odganiał zazwyczaj jak natrętną muchę. Niemiłe wspomnienie młodszej od niego o cztery lata Hanki. Zawsze twierdził, że to niemożliwe, by byli prawdziwym rodzeństwem. On -wiecznie poukładany, rozsądny, pryncypialny i skrupulatny. Ona - rozbrykana łobuziara, wpadająca zawsze i wszędzie w tarapaty. Zbuntowana, niepokorna dusza, która nie potrafiła wpasowywać się w świat spokojnych, normalnych ludzi. W szkole ciągłe problemy, wagary, kiepskie oceny. Podejrzane towarzystwo i ubiór wołający o pomstę do niebios!
I w końcu ta hańba! Te wstrętne narkotyki, włamanie i poniżający proces! Nigdy nie wybaczył jej tego piekącego wstydu, spuszczania oczu na widok sąsiadów, znajomych i wszystkich praworządnych obywateli. Nie! Nie zna jej już i znać nie chce! Nie chce jej więcej widzieć. Nie ma już siostry!
Nie pojawiła się nawet na pogrzebach rodziców, nigdy nie zadzwoniła, nie napisała... A znała przecież adres - nadal mieszkał w ich starym mieszkaniu.
Nie! Od dawna już nie ma absolutnie żadnej siostry!

Nigdy się nie ożenił. Była co prawda Małgorzata, ale Małgosia oczekiwała zmian. Chciała większego mieszkania, chciała kupić samochód, by bez przeszkód wyruszać w plener na weekendy, chciała nowoczesnych mebli... No i ciągle gadała, gadała, gadała... A Janek chciał spokoju, chciał żyć w znajomych czterech kątach, chciał ścierać kurze ze starych sprzętów, pamiętających jego dzieciństwo. Nie zdobył się na zburzenie
tego swojego oswojonego światka.
A Małgosia... Małgosia powiedziała na koniec coś dziwnego, czego nigdy nie zrozumiał...Coś o klatce, zamknięciu i skostnieniu...
Zostało jedynie zdjęcie Gosi w ramce, którą raz w tygodniu przecierał z kurzu - zazwyczaj w piątki.

Usiadł w swoim wysłużonym fotelu i jął obracać w dłoniach niepokojącą kremową kopertę. Niemal parzyła mu palce i wytrącała go z jednostajnego rytmu i równowagi. Sięgnął po stary nożyk do papieru, leżący od zawsze na stoliku obok. Precyzyjnymi ruchami otworzył kopertę.
List nie był długi. Zaledwie kilka zdań. Pod nimi podpis: "Twoja siostra Hania".

------------------------------------------

Zdumiona sekretarka sięgnęła po podanie pana Janka. Prosił o trzydniowy urlop.
- Przecież zawsze, przez te wszystkie lata trzeba było go dosłownie siłą ekspediować na należny raz w roku urlop! Zawsze zachowywał się jak pracoholik, nie potrafiący odpocząć od pracy! - pomyślała.
- Panie Janku! Czy coś się stało?!
Odchrząknął niepewnie i niewyraźnie wyrzucił z siebie potok słów, z którego wywnioskowała, że wzywa go jakaś pilna rodzinna sprawa. Ale mówić o tym nie chciał.
Szef również był zaskoczony. Bez zbędnych ceregieli podpisał podanie i zaakceptował urlop. Domyślał się, że rzecz idzie o coś niezwykle ważnego i nie cierpiącego zwłoki.

Stał na peronie jak skazaniec. Nawet nie czuł wiatru, który smagał niemiłosiernie. a jesionka nie chroniła dostatecznie w ten wietrzny grudniowy dzień. Janek nie mógł się opędzić od natłoku pytań tupiących wewnątrz jego czaszki:
- Czego tak naprawdę chce Hanka?! Skąd te jej rozpaczliwe prośby o spotkanie, o jego przyjazd?! W imię czego zakłóca jego cenny spokój?!
W co znowu się wpakowała?!
I wreszcie:
- Czego od niego oczekuje?!
Natrętne myśli przerwał szczekający głos z megafonu, informujący, że "Pociąg do Warszawy...."
Sprawdził, czy bilet jest na swoim miejscu - w bocznej kieszeni jesionki, czy neseser jest porządnie domknięty... Powolnym krokiem skierował się do drzwi wagonu. Zajął miejsce w przedziale dla niepalących i na szczęście do tego przedziału nie dosiadł się żaden pasażer. Mógł więc śmiało próbować pozbierać rozpędzone myśli.

Szpital znajdował się na obrzeżach miasta. Okazały budynek otaczały wysokie drzewa, tworzące imponujący park. Wzdłuż alejek ustawione były drewniane ławki. Latem musiało tu być pięknie. Ale Janek nie miał głowy do tego, by podziwiać uroki tego szczególnego miejsca.
Wszedł przez przeszklone drzwi. Zostawił w szatni jesionkę. Nałożył foliowe ochraniacze na buty i wolnym krokiem podszedł do windy. Ta powiozła go na czwarte piętro - wprost na wskazany w liście oddział.
Ponownie przez głowę przemknęły uparte pytania i niepokój... Niepokój o losy siostry. Miał nadzieję, że za chwilę uzyska wyczerpujące odpowiedzi.

- Zrozum, gdybym była zdrowa, o nic nie śmiałabym ciebie prosić. Wiem ile w życiu zaprzepaściłam , ile bezpowrotnie przekreśliłam. Nigdy niczego od ciebie nie oczekiwałam, nie niepokoiłam cię. Żyłam na własny rachunek, tak jak umiałam,...a właściwie to tak, jak nie umiałam...
Wiem, że masz swoje życie, swoje własne sprawy i te swoje cholerne zasady..! Ale uwierz mi: nie miałam do kogo zwrócić się o pomoc...
Przerwał nerwowo jej wywód, kończąc z przekąsem zaczęte przez nią zdanie:
-... więc przypomniałaś sobie, że masz brata! Brata, o którym zapomniałaś dawno temu..!? Teraz, kiedy ci bieda..! Kiedyś...tyle wstydu..! Nie dawałaś znaku życia! Rodzice odchodzili od zmysłów..!
- Janku! Posłuchaj, proszę, pozwól coś wyjaśnić, bo... nie mam wystarczająco dużo siły, by mówić długo...
Szczupła, blada dłoń sięgnęła do szafki stojącej przy łóżku. Wyjęła z szuflady kopertę i podała bratu.
- To moja córeczka - Janka - Janeczka. -  wskazała na niewielką kolorową fotografię.
- Ma pięć lat. W tej chwili jest w pogotowiu rodzinnym... na kartce zapisałam ci adres i telefon. Ona czeka na ciebie. Powiedziałam, że po nią przyjedziesz, że zaopiekujesz się nią, że spędzi u ciebie Święta, bo jesteś... dobrym człowiekiem.... Ona czeka, Janku...!

Janeczka w tramwaju nawet na chwilę nie przestawała szczebiotać:
- Wujku, kupimy te okrągłe ciasteczka, te z galaretką, dobrze? Takie bardzo lubię! A potem pojedziemy do ciebie i zrobimy herbatkę. Ja umiem robić herbatkę, bo jestem już duuuża! Będziemy grali w warcaby! Umiem, wujku, sama wiązać buciki! Zobaczysz - będzie fajnie! Mama mówiła, że lubisz bardzo grzeczne dzieci, a ja jestem baaardzo grzeczna! I będę ci malowała ładne obrazki, i będę bez płakania chodziła do przedszkola, i będę jadła te niesmaczne zupy z mlekiem! A potem mama, gdy już będzie zdrowa, przyjedzie do nas!
- Zobaczysz, będzie faaajnie!
Janek jak echo powtórzył:
- Będzie fajnie...

Wigilia w domu Janka była inna, niż wszystkie dotychczasowe. Właśnie nakrywał stół białym obrusem, a Janeczka ustawiała na nim talerze, komenderując z powagą i namaszczeniem:
- Jeden talerz dla Jaaanka....
- Jeden talerz dla Janeeeczki...
- Jeden talerz dla gościa, który może nie ma dooomku...
Zadzwonił telefon. W słuchawce Janek usłyszał znajomy, a dawno nie słyszany głos... Głos, którego się nie spodziewał, głos Małgosi:
- Dobry Wieczór, Jasiu! Chcę ci życzyć wspaniałych, zdrowych i pogodnych Świąt... Wczoraj odwiedziłam starą firmę i sekretarka przekazała mi zaskakujące nowiny! I jeszcze jedno: daj znać, jeśli będziesz potrzebował jakiejkolwiek pomocy...

-------------------------------------------------

Skierowała się w stronę swojej dawnej firmy, w której przepracowała sześć lat. Myślała o nadchodzących Świętach.
Lubiła przedświąteczny czas. Lubiła obserwować jak podekscytowani ludzie wyszukują w sklepach prezenty dla najbliższych.
Uwielbiała giełdę żywych choinek, której towarzyszył szczególny zapach żywicy i igliwia. Uśmiechała się na widok dzieci, które biegały pomiędzy drzewkami i z entuzjazmem wykrzykiwały:
- Ta, ta!!! Jest taka śliczna i duża! Kupmy ją!
Uwielbiała też patrzeć na wielką choinkę pięknie oświetloną deszczem lampek w centralnej części Starego Rynku.
Chłonęła w tym czasie wszechogarniającą atmosferę ekscytacji, entuzjazmu. Czuła przez skórę pulsowanie miasta.

Zastukała do drzwi sekretariatu. W odpowiedzi usłyszała zaproszenie pani Ewy - sekretarki. Jej miły aksamitny głos sprawił, że poczuła się tu swojsko - jak za dawnych czasów.
Nie miała złych wspomnień z tej właśnie pracy - była ogólnie lubiana i sama też darzyła ludzi sympatią.
- Pani Gosiu kochana! Wiedziałam, wiedziałam, że przed Świętami odwiedzi nas pani! Jak każdego roku! Już, już parzę kawę! Oczywiście rozpuszczalna z mleczkiem? Proszę opowiadać, co słychać...

Wigilia. Wczesne popołudnie. Małgosia była już przygotowana do Świąt. Mieszkanie lśniło czystością, niewielka choinka roztaczała przyjemną woń, a kolorowe ozdoby i światełka ożywiały salonik. Z radia płynęły tony kolędy. Nuciła cicho, ta jak zawsze kiedyś, kiedy była jeszcze małą dziewczynką. Jej ojciec zasiadał do pianina i akompaniował.
Pod wpływem tego ciepłego wspomnienia sięgnęła po rodzinny album. Z uśmiechem przyglądała się ukochanym twarzom, przypominała sobie różne sytuacje i scenki z życia. Tyle pięknych wspomnień!
Szkoda, że tegoroczną Wigilię spędzi sama. Siostra z mężem wyjechali na narty do Zakopanego, a ciotkę - staruszkę dzieci zabrały przed miesiącem do siebie - na stałe.
Rzuciła okiem na stół i na dwie przygotowane zastawy.Dzisiaj, jak nigdy, marzyła, by do drzwi zapukał jakiś zabłąkany gość, by miała z kim przełamać opłatek i beztrosko porozmawiać.
Ale niestety...nikt nie pukał...
Podeszła do telefonu, otworzyła notes i zaczęła dzwonić do znajomych, aby jak co roku złożyć im życzenia.Gdy doszła do nazwiska Janka, zadumała się nad tym, o czym opowiedziała jej pani Ewa. Wyobraziła sobie, jak bardzo wstrząsnęło nim spotkanie z siostrą. I siostrzenica pod jego opieką... A przecież zawsze tak bardzo bronił się przed zmianami, tak cenił stabilizację i spokój... Nawet ją - Małgosię usunął ze swego życia... Jak poradzi sobie z tym wszystkim?!
Zdecydowanymi ruchami wystukała jego numer telefonu.

Przez chwilę milczał zaskoczony głosem Małgosi. Zaproponowała mu pomoc... Rzeczywiście czuł potrzebę oparcia się na kimś, kto powiedziałby co powinien robić, jak zająć się kilkuletnim szkrabem! Przerażała go aktualna sytuacja! Nie umiał opiekować się małą dziewczynką, która w dodatku tak bardzo przypominała mu Hankę i wszelkie związane z nią kłopoty.
W końcu, mimo suchości w ustach, odezwał się:
- Małgosiu! Cieszę się, że zadzwoniłaś. Przyjemnie usłyszeć twój głos. Ode mnie również przyjmij najlepsze życzenia... Wiesz już co z Hanką... I wiesz, że jest u mnie Janeczka.
- Wiem, wiem... Domyślam się, że sytuacja nie jest dla ciebie łatwa. I że wymaga od ciebie radykalnych zmian, których nigdy nie lubiłeś...
- Jakoś sobie poradzę, Gosiu. Właśnie nakrywamy do stołu.A ty zapewne spędzisz Wigilię u swojej siostry?
- Nie. Tym razem spędzę ją sama. No, chyba, że pojawi się ktoś nieoczekiwanie, ale to mało prawdopodobna opcja!

Obie dłonie przyłożyła do rozgorączkowanych policzków - Janek zaprosił ją! Naprawdę zaprosił! Chce aby spędziła z nimi Wigilijny wieczór! Oj! Zmienił się Jasiek, zmienił..! Opadła z niego ta sztywność i skorupa, dzieląca go od świata! Że też trzeba było aż takiego wstrząsu, by się otworzył i uwolnił z tych swoich ramek!
Poprawiła i tak nieskazitelny makijaż i pobiegła do kuchni. Starannie zapakowała świąteczny makowiec. Potem jeszcze karpia w galarecie i kluski z makiem. Pamiętała, że w dzieciństwie kluski były jej ulubioną wigilijną potrawą. Może i Jance posmakują..?
Była już gotowa do wyjścia. Zadzwoniła po taksówkę.


0 X skomentowano:

Obsługiwane przez usługę Blogger.