sobota, 31 maja 2014

"Sen modrooki na mnie kiwa..."

Znowu ponosi mnie w liryczność –
oznaka, że za dużo czasu?
Przestrzeń się kurczy, tracę ścisłość,
choć chcę uniknąć ambarasu,
w który mnie wkręca mimozami
nadmiar – mierzony godzinami.

Bzy i konwalie już przekwitły –
oparłam się skutecznie woniom.
Słowik za oknem tęsknie pyszczył,
więc wyciszyłam – no i koniec.
Przestał mi śpiewać serenady,
gdy wygwizdałam: „nie dokazuj!”

Lecz wobec czasu jestem w kropce.
Ni przespać chwil, ani pogonić.
Już metafora w pierwszej zwrotce
niezawisłości czasu broni.
Jego płynięcia własnym tempem.
I jakby ktoś przywalił w gębę -

tonę w nim cała i w Grechucie!
I sam mi tańczy palec w bucie.

A te konwalie, bzy, mimozy -
te wytrącone z poetyki,
wplątują się w rozsądną prozę -
zdania składają w erotyki.
Pełne wzdychania (wentylacja
fraz, które miały nie przerastać).

Szukam sposobu – może fortel -
przespać tę chwilę, która zwodzi,
nie dać jej szansy, by ad mortem
wciągała w otchłań bzów powodzi,
ulotnych mimoz, nut konwalii...
I tych nieznośnych ptasich arii.

Znowu ponosi gdzieś w lirykę,
która napawa mnie dreszczykiem.


Wcześnie układam się do snu
„w smutnym kolorze blue”.

Pomimo wszystko

Pomimo wszystko, uśmiech to łut
szczęścia (ktoś nazwie je kaprysem).
Lecz mimo wszystko, żart to jest cud,
który, choć noc, rozjaśnia życie.
Więc mimo wszystko, chce mi się śmiać,
gdy widzę kogoś wesołego.
Wiem, mimo wszystko, beztroski śmiech,
choćby był pusty, to nic złego.

Bo grzechem głównym – według mnie -
jest patos – nieograniczony.
Powagi nadmiar - burzry
czas na życie nam wydzierżawiony.

Oceńcie według woli mnie -
że to szalona pewnie baba –
liryczy, no i ryczy w głos,
po chwili - wice opowiada.

A ja i tak odnajdę
do śmiechu nowy powód!
Perlisty oręż chwycę,
by smutki wybił z głowy!

środa, 28 maja 2014

"memento..."

nie chcę tu wmawiać, że nie warto
i że "memento..." tylko dla nas.
bo przeciez o to właśnie chodzi,
aby wbrew temu wciąż się starać
odkrywać lądy i przylądki
na mapach marzeń - bez busoli.
na przekór celom przeznaczonym,
celować w sile wolnej woli...

nie chcę wam wmawiać. bo i po co
grzebać nadzieje, radość dławić?
póki co, dla nas gwiazdy nocą
i dzień wydaje się łaskawy.
i epikura nie przywołam.
hedonizm też nie złoty środek.
bo póki można, trzeba kochać
bez nawigacji - mimochodem.

nie chcę znajdować w wolumenach
istoty, ni genezy bytu.
chcę być - zwyczajnie - podróżnikiem,
który u celu drży. z zachwytu.


wtorek, 27 maja 2014

Grusze dzieciom

Rośnie w sadzie stara grusza –
 wiatr jej gałęziami rusza.
Gruszę lubią wtedy dzieci -
patrzą w płatki, które lecą
niczym śnieg, pomimo wiosny.
Kilka lat ta grusza rosła,
aby cieszyć w sadzie bielą,
nim się płatki nie rozścielą
w cieniu. W trawie się rozpłyną,
by po pewnym czasie zginąć.

Wtedy grusza da owoce;
lato suto je ozłoci
i zależnie od rodzaju
pomaluje. I ty maluj
gruszki żółte i czerwone.
Zobacz – widać je z balkonu.
Potem mama, albo babcia
stwierdzi – już dojrzała klapsa!
Faworytka też niczego,
chociaż takie stare drzewo.

A bonkrety, lukasówki
na jesieni do fartuszków
powpadają, skuszą smakiem
i niezwykłym aromatem.
Gdy już zima będzie bliska
inne gruszki włoży w miskę
gospodyni. By do szklanki 
zimą kompot z paryżanki
i z dorodnej komisówki
móc nalewać. Lub do kubka.

Drzewa liście zgubią – wiecie,
ale się nie martwcie, dzieci.
Jedzcie gruszki z apetytem -
konfitury wyśmienite,
pijcie soki i kompoty,
jedzcie w occie i w syropie.
Z wiosną znowu będą białe
 grusz gałązki - w kwiatach całe,
które dają obietnicę
owocować znów obficie.

Pegasus 2 i takie tam...

Krzyknęło po raz pierwszy dziecko.
(Prowincjonalna porodówka.)
Położna nie zdążyła wrzasnąć,
że „parcie!” i że „zaraz główka...!”
Przyszło więc sprytnie – bez pomocy.
Nie wiem, o której, ale w nocy.

Noc obiegała właśnie wieść –
Pegasus 2 wyrusza w rejs!

Ta data dała za patrona
postać znaczącą - stygmatami.
Wiele lat wcześniej na świat przyszedł,
aby powracać wciąż fiołkami –
 zapachem, który prosto z Nieba
tłumaczy, co zrozumieć trzeba.

Na porodówce wrzeszczał brzdąc
i inne brzdące – z różnych stron.

A satelita sobie krążył,
jakby nie było porodówki
w nic nie znaczącym mieście - Łomży.
Ani tej małej brzdąca główki,
która się sprytnie wychyliła
i akuszerkę zaskoczyła,

gdy noc obiegła właśnie wieść –
że triumf nauki - zatem - cześć!

I teraz także ryczy dziecię,
gdy świat sensacje obiegają,
Kosmos ujawnia tajemnice...
Bzem pachną powtarzalne maje.
Dzieci się rodzą, rosną, krzyczą...
I mkną zdobywać – własne życie.

To niekosmiczne – zwykły byt -
nauka, wiara, no i ... spryt.


wtorek, 20 maja 2014

我只是不明白

poezja podobno umiera – tomiki – kto je kupuje
garść poetów drze koty między sobą obrażają (się)
i alienują w hermetycznych słowo(w)tokach

poezja podobno umiera a poeci starają się zasłużyć
na życie wieczne w teorii bezwzglęgnego wymogu
formy –  treść to przerzutnia – wyszła

z obiegu – czytelnik wyleciał za nawias (z resztą – z treścią)
niezrozumiani (s)twórcy piszą wyłącznie dla siebie (sic!)
a plebs puka się w czoło nie znajdując związku we frazeologii –
za – (li) - nie - mogli (?)

poeta potyka się o analizę zwykłego słowa –
w elementach jest znacznie ciekawsze
niż wrost: eeee – moc – je! ko – cham!

bunt przybiera lingwistyczne pozy
zapożyczone z poetyki reklamowych sloganów,
na których „mucha nie siada” do rymu

na bilbordzie – skąpe bikini - mucha zagrzewa skrzydła
zostawia kropkę – w akcie „twórczego odbioru sztuki”
dla sztuki – poeta ożył - recepcja – w kropce. i kropka


poniedziałek, 19 maja 2014

Jak nie pisać, no jak?!

Wpłynęłam na bezbrzeżny przestwór... nieboskłonu,
by gwiazdy do dzbanuszka pozbierać srebrzyste.
Zanurzam się, nurkuję... A obok mój konik
(skrzydlaty, bujna grzywa – w wierszu – oczywistość).

Wylatam nad poziomy, by trzymać się w pionie,
przemierzyć wzdłuż i w poprzek dystans Mlecznej Drogi,
pobujać na komety złocistym ogonie
i złapać Niedźwiedzicę za jej przednie nogi.

Tak z ciała uwolniona i z łap grawitacji
oddaję się w ramiona nieba-kontemplacji.

Wtem pluję – zła – po skosie, chole...wka mnie bierze -
toż w zlewie zostawiłam niezmyte talerze!

Wylatam nad poziomy (będąc ponad statki).
Unoszą gwiazdozbiory, uszy konia sterczą...
Spoglądam z wyżyn niebios na liche rabatki,
na których ogrodnicy plewieniem się męczą.

I róść chce we mnie dusza, więc zacnie rozdyma
wiatrami - mam te wiatry, gdy mknę w nieskończoność.
Porywy tak nadęły, żem zgoła olbrzymia...!
Przerywa kontemplację niespodziany łomot.

Co to było, co zagrzmiało?
W Wielkim Wozie zatrzeszczało –
połamany dyszel pękł,
ja wydałam z siebie jęk...!
Bo nie bacząc na barierki
rymłam w ośkę tej furmanki.
Koń znarowił się i trach! –
w nieboskłonu modry dach.

No i kopnął. No gdzie? W zad!
Zarżał mi – ty nie pisz(cz) tak!

piątek, 16 maja 2014

czas płynie wbrew

od małej chwili
od dnia do dnia
od wczoraj natarczywie
coś w nas się tli
i czuwa w nas
zachłannie łowi oddech

na niekoniecznie
gładką nić
nanizujemy dzisiaj
by paciorkami
kolejnych mgnień
ozdobić perspektywę

co noc się wczoraj
jakieś śni
odmienne wciąż i wciąż
raz przyjacielskie
i swobodne
to znów spaczone grą

my zawieszeni
bezwładnością
szarpiemy się na oślep
aby być,
aby być
łowić sny

poniedziałek, 12 maja 2014

W rejestrze ujęci w zakładce pamięci

Gdyby ta para miała być na wieki,
pewnie by szybko wynalazła pretekst:
on - aby dłubać w przydasiach – rupieciach;
ona na plotki i na kawę z mlekiem.
Razem z osobna – sąsiadki i ploty;
smarem w piwnicy spaćkane galoty.

A tak w pamięci z dziubków jedzą, z ręki -
uratowani od „razem” udręki.

Gdyby ten chłopak nie poszedł za inną,
gdyby dziewczyna, pomimo, go chciała,
zawsze w jej uszach grałoby, że winny
w nagrodę ocet na wieki dostała.
On by się tamtej nie utuczył strawą,
a ona przy nim nie stała się babą.

Mogą w pamięci mieć młodzieńcze rysy.
Pamięć łaskawa – na nic nie kaprysi.

Gdyby ci starcy dostali od losu
wspólną dzierżawę, znaleźliby sposób,
by ją podzielić, wytyczyć granice?
Pamięć przemilczy, odpowiedź zna życie.
Ale nie zdradzi, by w pamięci trwali,
jako ci młodzi, co tak się kochali!

Piękne być może i zapewne bywa
to co umarło, a w pamięci – żywe.

piątek, 9 maja 2014

na trzeźwo

pieprzyć poezję

gdy brakuje pikanterii
wystarczy gorycz przesolonej zupy
jej nikt nie kocha peanu nie pisze
tłuszcz rybim okiem udaje pożądliwość

wietrzę bukiety

nie pomaga negliż rozebranej cebuli
i smukłość szparagowej
ostro uwodzi papryka
kolorami miłości

pieprzę więc tę poezję drażniącą nozdrza
otworzę okno przewietrzę duszne klimaty



"...przy fontannie zmoczę łeb..."*




---------------
*cyt. - Edward Stachura

czwartek, 8 maja 2014

ała! (wariacja ze znaną nutką w tle)

a gdybyś chciał na spacer w zaułki wonnego ciała,
z pewnością na ten spacer z tobą bym się wybrała.
na dobre w tych wojażach bym zmysły zatracała,
w kuszących krajobrazach calutka zanurzała -
byłabym śmiała...

a gdybyś chciał na oślep i ja bym też tego chciała,
przymknęłabym powieki, w zapach się zamieniała.
nuty jak sopranistka z lekkoscią bym czytała,
z twojego tembru głosu akordy scałowała -
z głosu i ciała... 

gdybyś bez planu błądził, twą mapą bym się stała.
palcami bym wodziła, biodrami kołysała.
gdybyśmy się zgubili wcale bym nie płakała,
satyną ciemnej nocy szczelnie nas oplątała. -
byłabym śmiała.

http://zszywka.pl/p/mapa-swiata-2981393.html

poniedziałek, 5 maja 2014

nocne bujdy

nie wiedzieć czemu, gdy podparła głowę dłońmi,
łóżko z pościelą wirowało, spadał sufit.
żyrandol tańczył, pająk muchę bałamucił.
zza chmury wyjrzał księżyc jeszcze nieprzytomny.

noc dojrzewała, grafit wnikał w każdy szczegół,
gdy opierała głowę dłońmi o zdumienia,
a blady księżyc w puklach włosów mieszał cienie
i w pajęczynę zaplótł srebrną nić - jak klejnot.

na dzwonkach zagrał kloszard - muzyk arię wiatru,
gdy opierała głowę, kiedy sufit spadał.
na pajęczynie pająk z muchą igrał nadal.
ona, wtulona w chłód pościeli z adamaszku.

a wiatr jej grał wciąż kołysankę – bujdę nocy.
między firanki drapowania ciskał nuty.
księżyc zza chmury w pościel wdzierał się – zepsuty,
błądził po włosach i lubieżnie zerkał w oczy.

tak aż do rana, aż do brzasku, aż do skutku,
który się rozprysł o promienie słońca. przepadł.
zniknął księżyca - podglądacza - nocny nietakt
i takt muzyki wiatru też utonął - w smutku.

Akt "Sen o wolności"
źródło: 
http://www.brzozowska-art.pl/

niedziela, 4 maja 2014

Limeryki na języki

Poeta wyrazisty 
Poeta zamieszkały w Zbarażu,
nie przebierać zwykł w środkach wyrazu.
Epitety, porównania...,
gdy się zabrał do pisania!
Eufemizmy topił w kałamarzu.

Na (po)siedzeniu 
Cenzor z Gdańska raz obwieścił wszem i wobec,
że piszącym wzbrania przekleństw nowy kodeks -
od dziś nie istnieje dupa!
Niepotrzebne: fotel, pufa.
Ktoś zapytał: czy wypada siadać przodem?

Oczyszczenie 
Językowy purysta ze Szczytna
rzekł, że mowa jest piękna, gdy czysta.
Taka trendy i cool
i zaszczytna na full!
A nie jakaś tam wielojęzyczna.

Obsługiwane przez usługę Blogger.