poniedziałek, 26 września 2016

Przypadkiem zbilansowany tekst

Zmieniłaś nazwisko? Wróciłam do własnego. 
Dzierżawa była kosztowna. Nie stać na więcej. 
Mieszkanie - ciasne, ale własne, chwytam powietrze,
aż trzeszczy klatka. Czasami na czynsz brakuje, ale
to lepsze od dzierżawy. Nie odrobisz.

Czasu straciłam, że nie pytaj! Nie stawiam pytań,
nie warto - straty to cena za odzyskiwanie.
Nie śmiej się - zapisałam je po stronie “ma”.
A po, wszystko się zbilansuje, w następnej
kolumnie, w kolejnym wierszu.

Głowę traci się cyklicznie i jest co dopisać -
taka matematyka - trochę rachowania kości -
utwardzanie szkieletu. Postawa, w której
pogłębia się oddech. Taki klimat, w którym ...
Bez ściemy! Mamy jasność twarzy. I czytelne imiona -
nieodmienne przez przypadki.


Pochwal(m)nie

Modlił się bardzo żarliwie Krzysio -
wymieniał dobre uczynki z dzisiaj:
1. Powiedział Kasi: "To nie przystoi,
czy ty się, Kasiu, Boga nie boisz!?"
2. Potem pouczył niegrzeczne dzieci,
że za grzech kara z Nieba przyleci.
3. Wytknął Agnieszce, że w tę niedzielę
w zbyt kusej sukni była w kościele;
4. Ance, że zamiast słuchać kazania,
nie mogła wstrzymać się od kichania.
...

I tak wymieniał chwalebne czyny,
aż głos usłyszał: "Przestań się winić
za połajanki i pouczania.
Wybaczę. Ale na przyszłość zważ na
fakt, że ja widzę kto siebie chwali,
miast chwalić Pana." I się oddalił.
Rzeźba ludowa - foto z sieci

środa, 21 września 2016

para oczu

[...] a gdybym miłości nie miał [...]
nastałby spokój - taki, który męczy
o podanie ręki.

a wokół tyle rękawic - chłodnych
jak jesienne poranki; ciepłych
niczym zdarte futro.

nie miałbym skowyczeć komu -
po kryjomu - do nikogo o tym zimnie,
które we mnie

nijak się ocieplić nie chce. no a ręce -
ręka w rękę - moja w mojej;
szorstka w szorstkiej.



paliłbym w kominku drewnem - skrzyłby ogień
w parę oczu. i nie odbiłby nikt iskry,
spadłaby. i nic. po wszystkim.

i jak nie zrymować, no jak?!

***
moje - twoje, siebie - ciebie
i w wierszyku już jak w niebie?
rym do tędy mam w owędy,
a gdy zepnę się, to wszędy.
rytm zachowam, bo nie chowam
słów, co chciały się zrymować.

***
 chcę grać w kości, a już ości
mnie powiodły do nicości.
dochowuję im wierności -
taki pęd mam do miłości.
przeczytałeś te śliczności?
gratuluję wytrwałości!

***
szczyt ekstazy,
czara wspomnień,
czeluść otchłani
i otchłań zapomnień!
kielich wzruszeń,
ból pokuszeń -
chyba zaraz się uduszę!!!

wtorek, 20 września 2016

Bolesność

Cierpienie nie izoluje, bo jednoczy cierpiących
wspólnym mianownikiem boleści i bolączek -
nocami nieprzespanymi, strachem gdy włosy zjeża,
ratunkową nadzieją, bądź ukojeniem pacierza.

Łączy spazmami trwogi, myślą: świat nie rozumie...,
bilansem przeszłych miłości, ewidencjami sumień.
I łączy to spojrzenie - w nim błysk: już wiem co ważne.
Świat aż w miejscu zastyga - w tych oczach -
zanim odgadnie.

Pod mostkiem

Tak bym chciała nostalgicznie i miłośnie...
wierszem toczyć subtelności metafory.
Być autorką delikatną, romantyczną,
lecz jest problem - nie zdołałam do tej pory

płynąć z wdziękiem, bez pośpiechu (Walc angielski).
Moje stopy wciąż pod biurkiem inne rytmy
niekobieco, wręcz marszowo wystukują,
no a palce - popędliwe - wciąż mi rym-cym!

Zastanawiam się - kobiety ile we mnie?
Taki konkret, że aż głupio jest mi nieco.
Wersy twarde jak orzechy kokosowe.
A pod mostkiem niewidocznie czasem drży coś.


Taka jestem, taka będę, trochę ostra;
mogę wydać wam się nawet gruboskórna.
Przez te stopy... romantyczność mi rujnują.
Muszę lubić siebie, bo ktoś musi, kurna!


czwartek, 15 września 2016

W stanie wolnym

Prawda ma się dobrze.
Służy jej cichy zakątek -
z dala od roszczeń.
Wieczna singielka bez wyboru
chowa połowę twarzy.

A głupcy jej szlachetny profil
mylą ze szczerością.
Kobieta z rodziny cesarskiej jako Diana, 1 połowa I w. CE

środa, 14 września 2016

Ze zlotowiskiem w tle

http://www.gawex.pl/wiadomosci/wydarzenia/1741/Zapusc-zurawia


Jeszcze nie jesień - rzec chce się "Na szczęście".
Chłody poranków spełzają w południe.
Słońce, jak grzejnik, dla mnie - ciepłolubnej,
nim się obróci pod wieczór na pięcie

i czmychnie. Wrzesień tego roku łaskaw.
Sandały służą, w szafie barwy kwiatów
na etaminach, lninie, choć na karku
przysiadł październik i wesoło parska:

- Hej!"Nie dokazuj, miła, nie dokazuj...!"
Szykuj stosowne wełniane okrycia,
lato przeminie wraz z kawałkiem życia.
Ty coraz lżejsza od swego bagażu

pęczniejącego kolejnymi laty.

Zima pochłonie żółcie i szkarłaty
i z drzew,
i z szafy.

Nie dokazuj, policz
żurawie w polu
i zmarszczki na czole.


poniedziałek, 12 września 2016

Niby nie dramat

PROLOG

Co się zaczyna, ma i koniec.
I nawet prolog zwieńczy kropka.
Więc zamaszyście (kto zabroni?)!
Pora rozpocząć pierwszą zwrotkę.

ROZWINIĘCIE

Uwijam się, by rzecz rozwinąć -
czas rzeczywisty mnie pogania.
Akcja, im bardziej dynamiczna,
tym szybciej zbliża do zmierzchania
faktów, mgnień, zdarzeń. Kres fabuły.
Zostają puste krajobrazy,
w których bohater nić rozwijał,
zanim ów kres go unieważnił.

Na pierwszym planie tylko cisza,
bezczas - scenariusz się wypalił.
Na kliszy... przecież nie ma kliszy -
plan pierwszy znika. I co dalej?

EPILOG

Pamiętasz jeszcze, gdy wyznałeś...?
Przyjęłam dźwięk z niedowierzaniem.
Trudno uwierzyć - zapominam...
Na końcu jest opamiętanie.

Limeryki albo babki piaskowe

Babka musztrowana

Cenię mą wolność, no i basta! -
z Warszawy rzekła raz niewiasta. -
gromkich rozkazów mam dość,
zrobię więc tobie na złość! -
Chochlę musztardy wlała do ciasta.

Ciasto "Cesarskie oko"

Gospodyni z Kupisk Starych
wrzeszczy: to są moje gary!
Ja w nich warzę -
piekę, smażę.
Ty na spacer, marsz, Cezary!

Napoleonka z miętą

Raz gospodyni z Paryża na Święta
chciała ugościć, serwując udzięta.
Ksywę miała Bouparte,
ale ciacho...! Grzechu warte!
Jej party zatem invité popamięta!

Limeryki z zawodu

Tautologiczny paradoks 

Pyta raz urzędniczka z Krakowa,
jak powinna się dzisiaj zachować:
- Mam być miła, czy szczera?
- Miej, kobieto, bajera,
zwłaszcza, gdy prawdy żąda szefowa.

Fikcja literacka 

Pisarz w wojsku dowódcy raz rzecze,
że dokument ów nie jest od rzeczy.
Pisarz ma prawo łgać,
na fantazję wszak stać
literata, co talent ma przecież.

Czarne pióro

Liryk z Chojnic gawronie miał pióro.
Fraszka więc wyszła spodeń ponura.
Mówią: "Fraszka - tragedia!"
Liryk: "To ci komedia!
Nie ma żartów z tą literaturą!"

czwartek, 8 września 2016

Bezwiednie



"Poeci nie zjawiają się przypadkiem",
a mnie się wiersz przytrafia z głupia frant,
gdy życiu, raz kolejny, jakąś cząstkę skradnę -
szczęśliwą, albo taką, którą trzeba by o kant...

Poeci, ach poeci, ci z tomików,
ci z lekcji o epokach, stylach, ars...,
czy życie was kolejno obdarzało szczodrze,
a może o kant... tłukło, jak w klawisze, ja?

Zwyczajni, niezwyczajni? Jedno pewne,
że słowa was kochały, tak jak ja,
gdy wasze wiersze wciąż powtarzam mimowolnie,
a słowa stoją w gardle i pęcznieje łza.

A teraz, ukochani poloniści,
dwa słowa do was właśnie teraz mkną:
nie bądźcie rzecznikami analizy ścisłej -
bezwiednie niech nad wierszem dłonie drżą.


Liryk wiatrem podszyty

Wchłaniam ciebie, wietrze!
W sobie czuję przestrzeń -
z tobą mi rozleglej,
ty mi włosy czeszesz,

ty mi mgły rozwiewasz,
w uszy cicho śpiewasz.
Tulić cię nie muszę -
tyś jest wolnym duchem.

Grasz mi kołysanki,
potem do kochanki -
do fali leniwej,
by pieścić jej grzywę.

Nie jestem zazdrosna,
nie wołam byś został,
bo wrócisz, zakręcisz,
wyszumisz zaklęcia.

Ja przeklnę cię czasem,
zmęczona hałasem -
do ciszy na ploty
o wietrznych zalotach.

O wiecznych kłopotach.
Na usta pył złota...
Drzwi zamknę i okna -
ty hulaj samotnie.

Napęczniej ze złości
i w komin wleć w gości!
I wycisz, mnie ucisz...
Przeminę. Ty - wrócisz.

Struna poszarpana przez kwadranse

Nie lubię poniedziałków, zwłaszcza dzisiejszego.
Do północy zostało piętnaście kwadransów.
Na liryzm się nie zbiera, gdy przecieram oczy,
porażona odłamkiem seryjnych niuansów.
W obronie wzrok wyostrzam,
sama znowu ostra.
I oschła, i jak struna, i jak nie kobieta,
bo kobieta jest wiotka, a ja... Taka - nie tak.

Do jutra może zmięknę, ocieplę się, zgłaszczę...
Kwadranse do północy... Ogrzeję się. Płaszczem.

źródło:
http://katowice.wyborcza.pl/katowice/1,35018,18182856,Wszystkie_
kobiety_Witkacego__Macie_czas_do_konca_sierpnia_.html

niedziela, 4 września 2016

wpół do siebie

smartfon zwariował - minuty na wyświetlaczu
spieszą się bardziej, niż czas na...

godzilla glass hartuje każdą sekundę, minutę,
a ja wciąż niegotowa - mięknę w poszukiwaniu
sprzyjających okoliczności [bo jak cię widzą,
tak musisz wyglądać?]

spieszę się bardziej od wspomnianych sekund.
przeciągam palcem po szkle i wygwizduję
kwadranse [dance makabre czasu zjeża fryzurę
drapieżniej niż żel - ekstra strong]

i jak zwykle - za pięć dwunasta do celu
zapisanego w ustawieniach.


sobota, 3 września 2016

motto, które wpadło z powietrzem

usłyszałam, że już nie ma w życiu celu,
nic nie wyszło, zatem po co i dla kogo.
że bez sensu się kołatać zamiast przeżyć...
więc zjeżyłam się, zerkając nań złowrogo.

bo, do jasnej ciasnej, cel jest w tych stwierdzeniach -
a właściwie w znalezieniu antytezy.
(tu już szukam stosownego odwrócenia -
przecież motto w takich kwestiach mieć należy).

w międzyczasie poszłam upust dać zjeżeniu -
aż po filtr wentylowałam chwilkę sprzeciw.
bo na diabła się poddawać zrozpaczeniu,
ja tam wolę rzucić tekst, że jakoś leci

i że nie jest nigdy tak, żeby nie było.
i że radzę sobie nawet, gdy nie radzę.
a na brak miłości - potencjalna miłość -
no i zawsze mam to zdanie na uwadze:

nie obiecał nikt, że będzie prosto, łatwo.
jest jak musi lub jak sobie uwarzyłam -
 za plecami ciągnie się na smyczy zaszłość,
a ja zbieram w sobie (choćby wątłe) siły.

i na przekór, i do przodu, na złość fatum!
cel: nie poddam się, bo czemu, skoro jeszcze
czuję opór w sobie, pamięć woni fartu.
w nozdrza wpada życiodajny haust powietrza.

po tym hauście odnajduję wreszcie myśl,
którą toczę jak armatę (warto żyć!):
"A gdy serce twe przytłoczy 
myśl - nie warto, 
z łez ocieraj cudze oczy, 
chociaż twoich nie otarto"*
-----------------------------------------------------------

*M. Konopnicka

piątek, 2 września 2016

kolacja na trawie - impresja z roznegliżowanym motywem

będzie inteligentny - bystry wzrok,
a ja fantazyjnie podeprę ręką czoło.
kiedy należy, zamyśli się,
kiedy indziej zaśmieje
(angielski humor - moje wykonanie).

a kiedy obejmie,
będę jak pestka - cała w miąższu,
ewentualnie w skowronkach,
choć pora na słowiki.

na kolację pozjadamy z rąk
wszystkie niebieskie migdały.
a potem dotrzemy
do wylęgarni odważnych snów i słów,
które upadną w trawę -
rozebraną do rosołu.
Foto znalezione w sieci

powroty

nie wychodź ze zdumienia. to jedyne
swojskie miejsce na świecie - wraca się
jak do domu, bo najlepiej poczuć 

pod stopami grunt - wydeptany, pewny.
drzwi otwarte dla swoich. własna ojczyzna -

mała, ale dbała o pokój pomiędzy ścianami.

http://fr.123rf.com/clipart-vector/stencil.html?mediapopup=10318455

Obsługiwane przez usługę Blogger.