wtorek, 25 czerwca 2013

Uniesienie (cykl: Uniesienie)

Nie raz mi przyszło, choć nie chciałam,
po grząskim gruncie stąpać boso.
A ja tak lubię (nie wiem czemu),
kiedy na rękach mnie unosisz.

Chwila tak krótka, jak migawka,
ulotna niczym dym z komina.
A mnie się marzy (wbrew fizyce),
jak ciało stałe ją utrzymać.

Zatrzymać - nawet powiem więcej:
żonglować nią, móc chwytać w dłonie.
Zasuszyć w książce - tak na szczęście.
Badać dotykiem, opić wonią...

Między palcami całe lata
przeciekły (zwykłe prawo straty).
Ta krótka chwila wbrew naturze
sprawia, że się zmieniają światy.

Nieodwracalne się odwraca.
Znowu się spełnia niespełnione...
Więc jeszcze chwilę na tych rękach
unoś. Nim czas jej nie pochłonie.
Anna Frąckowicz: Uniesienie'2006
http://annafrackowicz.eu/uniesienie.html

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Przypadki z filiżanki

Poeci przytrafiają się przypadkiem -
tak w międzyczasie, albo może w samą porę.
I snują się po mieście - nie ukradkiem -
obnosząc z jakąś Weną lub z Amorem.

A czasem wręcz brylują bólem zatok
na światłach, gdy czerwone ich oślepi.
I chociaż już od wieków "za miliony",
niejeden przez te bóle biedę klepie.

Godziny - te przy piórze - przypadkowo
z bezmiaru lub nadmiaru, częściej - z braku
mijają, choć po nocach - znów ta głowa! -
odważnie stawia czoła nocnym strachom.

Coś gryzie, więc obgryzać trzeba pióro,
rozgryzać, co niestrawne jest w całości.
Przypadkiem wiersz się wymknie z ich eremu
i w głowach prozaicznych się rozgości.

A ci, zdumieni wielce, że ten intruz
panoszy się znienacka - nieproszony,
sięgają do szuflady lub apteczki
po apap na bezsenne farmazony.

Przypadkiem między pierwszym łykiem kawy,
a dnem, na którym fusy już pokotem;
pomiędzy myślą, że znów ważkie sprawy,
za które się zabiorę zaraz-potem

niechcący wystukałam na klawiszach
(bo gdzie mnie do stalówek w wiecznych piórach!?)
tych kilka przypadkowych rymotności,
by słowa szybowały za mnie w chmurach.

Przypadkiem wypuszczone - na wypadek,
że może, kiedy schyłek mimozami...,
rozjaśni się kozera rymogadek
pomiędzy małą czarną... między nami.

niedziela, 23 czerwca 2013

7 wróżek

chcecie bajkę, moje duszki?
wiersz pisały dobre wróżki.
a że wróżek było siedem,
więc się spisał wiersz niejeden.

pierwsza wróżka - ta od zdrowia
miała rymy w pogotowiu
na najmniejszy choćby przejaw
zakichania, wyziębienia...

wróżka druga - od pogody,
ta umiała z sobą godzić
gradobicia, dżdże, upały...
była twórcą doskonałym!

od miłości wróżka trzecia
wkręca w wersy kasię, miecia...,
a do rymu dla amora
zawsze znajdzie amatora.

czwarta miala dar szczególny
do radości obopólnej -
w strofach mądrość. jeszcze dodam,
że to była wróżka - zgoda.

piąta, bardzo ważna wróżka -
od humoru - śmiechu stróżka,
okraszała barwnym słowem
wszystko, co niekolorowe.

a od wiary była szósta.
ta z przypadków różnych mnóstwa
potrafiła składać hymny.
bez niej człowiek kimże byłby?

wróżka siódma od redakcji -
dzieł zebranych - publikacji
wszystkich wróżek. zwą ją: szczęściem.
niech czaruje jak najczęściej!

czwartek, 20 czerwca 2013

Na dłużej... muzę (VILLANELLA)

Muzę chciałeś na dłużej, przeto nie wiedziałeś,
że każda latawicą (!) - zwodnicza i płocha?
Syreny rozśpiewane, kochanki niestałe.

Gdy raz o nich zamarzysz, zapragniesz ich ciała,
gdy złudną ich urodę i trele ukochasz,
na zawsze zechcesz muzę. Wszakże nie wiedziałeś -

wolnym od niej nie będziesz. W niewolę pojmała,
a pieśń, która ćwierkała, teraz w tobie szlocha.
Nuty - wcześniej radosne, w nastroju niestałe.

Wyśniona twa - przebiegła. Jasyr planowała,
by miał ją kto opiewać, kiedy strzela focha.
Chciałeś muzy na dłużej. Tego nie wiedzialeś,

że ona władzy żąda nad duszą i ciałem.
Umie jak najwytrwalej tę władzę pokochać.
Bawi się okowami. Cóż? Muzy niestałe...

Więc zatkaj uszy watą, oczy przesłoń szalem,
uciekaj gdzie pieprz rośnie, gdy powaby w głosach!
Muzę chciałeś na dłużej, bo nic nie wiedziałeś
o tym, że serce muzy - kamień - tak niestały.
Gustave Moreau:
Hezjod i Muzy


wtorek, 11 czerwca 2013

do pary

w paradzie paradoksów życie ludzi mija,
mijając rozpędzonych nie raczy omijać.
zjawiska (prze)mijania nie pomińmy ciszą -
ciszyć się przyjdzie wszystkim; cieszą, póki słyszą.

za winy się obwińmy, nie karmmy karami,
do bytu (nie do zbytku) w tym byciu dotrwajmy,
tam śmierci już nie będzie - zostanie za nami.
paradoks niczym para ulotni się z łzami.

o mieniu (do)mniemanie też mnie nie ominie.
kiedy stanę się niczym, mniemanie też minie.
więc cieszmy się, nie ciszmy, bo było - nie było,
przemijać nie minąwszy ni minuty - miło.


sobota, 8 czerwca 2013

to tylko happening

w obu teatrach ci sami aktorzy,
choć atrybuty są odmienne z gruntu.
 na scenie życia można włożyć maskę;
 między wersami powiesić zazdroskę.

na deskach życia aktor bywa szczery;
w świecie bez twarzy - ledwie autentyczny,
mniemając - nie ma dla odniesień miary.
próbuje wygrać, zagrać, nigdy przegrać.

staram się wnikać, obierać z kreacji,
zmywać makijaż albo zmywać głowę.
prostuję loki, piłuję pazury
płaczę, gdy naga jak łazarz, cebula.

w dwóch światach żyją te same uśmiechy,
te same krople, identyczne cienie.
gdy mrużę oczy i próbuję wzrokiem
objąć z widowni spektakl rozwarstwienia.


czwartek, 6 czerwca 2013

nie mnie?

co mnie dotyka, to i dotyczy,
więc nie domykam tych dotknięć ciszą.
kto milczy, zgodę i przyzwolenie
daje na dotyk i dotyczenie.

pod powiekami nie skryję faktu
- tyka co dotknie, nie ma antraktu.
bije po oczach, wybija ze snu,
choćby wyzute ze "mnie" w kontekście.
http://pytamy.pl/query,znieczulica,szukaj.html?smclgnzlticaid=610b84

wtorek, 4 czerwca 2013

Płakała sama (próba VILLANELLI)*

Płakała sama w nocy. Wiatr wszystkiemu winien
i łyk nostalgii w winnej rozcieńczony kropli.
Na dno kieliszka posmak cienką strużką spłynął.

Po dniu, który rubinem cierpkawego płynu
słońce w oczach o zmierzchu na dobre utopił.
Nocą płakała sama. Zmieszała łzy z winem.

A jego wonne resztki w przejrzystym kokonie
mąciły barwę, którą zmierzch solidnie upił.
Ledwie jedna kropelka. Strach, jak ona, spłynął

niespiesznie. Już zabłądził w ślady słońca, w dłonie.
I szeptał: "Nie rozpaczaj, poniechaj, zapomnij.
Płakałaś sama w nocy. Wiatr nostalgii winien.

Słońce na dno tęczówki świtaniem przypłynie.
Rozpali zatracone promienie. Obłokiem
niesionym zwinnie, lekko śmiechem w ciebie spłynie.

Tymczasem zaśnij, zagrzeb w snu miękkiej pierzynie.
Zostaw smutek i strachy w przeczekania pozie.
Płakałaś w nocy sama. Szeptałaś: Wiatr winien...!
A on zawodził skargą, że o świcie spłynie."

* inspirowane utworem Barańczaka: "Płakała w nocy"


Jacek Krupa: Nie,  płacz
źródło:
http://variart.org/galeria/2293-jotka/27250-nie__p%C5%82acz.htm

Obsługiwane przez usługę Blogger.