poniedziałek, 30 grudnia 2013

Do Siego...!!!

Niech rok ten szybko już się kończy
i umknie w przeszłość przed tym Nowym.
Bo „Nowy” się z nadzieją łączy,
 jak szampan idzie nam do głowy.

Byle nie w nogi! Twardo stąpać
niechaj przychodzi w tym z czternastką.
Pechowa liczba minie – krnąbrna.
Ta nowa niech popłynie gładko.

Może nadzieja dobrą panią.
Może i w przyszłość patrzeć słuszniej...
Lecz ja zatrzymać chcę minione -
te dobre chwile jak najdłużej.

Tyle pięknego się zdarzyło...
A wcale mogło nie być tego,
co czarowało, uwodziło
z przydomkiem „Niezapomnianego”.

I choć nie wszystko było cudem,
nie wszystko miało bajki miano,
chcę zapamiętać i ułudę -
bo to zebrane, co zasiano.

Kawałek życia, ludzkie ręce,
spojrzenia ciepłe, wiatr, co chłodził...
Choćby patykiem zapisane
na przeszłej, lecz wciąż żywej wodzie.


niedziela, 29 grudnia 2013

odchodząc

ahoj! trzeba umieć rzucić lekko
gwizdnąć przez zęby
zanucić ''w życiu piękne..''

potem od wmawiania do wiary
przejść płynnie przez kładkę
mocno zacisnąć dłonie
w pustych kieszeniach
zaimpregnować
przemakalne marzenia
http://www.youtube.com/watch?v=aIu3RemNu_M
piątek, 27 grudnia 2013

Kaktus i Róża

Na parapecie w małym mieszkaniu
wiedli swe życie Kaktus i Róża.
Na trzecim piętrze tuż za firaną
czerwona dama i Kaktus duży.

Czterolistną koniczyną Róża go nazwała.
Już od świtu się dla niego pąsem oblewała.
A on mawiał, że ta dama jest dlań bezkolcowa -
taka piękna i wytworna – cała purpurowa.

Na parapecie w małym mieszkaniu
wiedli swe życie, wierzyli święcie,
że w ich azylu - tym za firaną
pewnego ranka wyrośnie Szczęście.

Czterolistną koniczyną róża je nazwała.
Już od świtu w świetle słońca Szczęścia wyglądała.
Kaktus dumnie liczył płatki eleganckiej damy.
Choć pił mało, to od rana szczęściem był pijany.

Na parapecie w małym pokoju
wiedli swe życie Róża z Kaktusem.
Z ulicy widać – doniczki stoją.
A ja dośpiewać jeszcze coś muszę:

Czterolistna koniczyną był dla Róży Kaktus,
choć mówiło o nim wielu – koluch, no i raptus!
On nie widział, że ma dama bardzo ostre ciernie
i wpatrywał się w czerwienie z zachwytem i wiernie.

 --------------------------------------------------

A koda piosenki będzie prosta:
wyczarowała im szczęście wiosna.
Bo choćby tylko kolce łączyły,
nic nie rozdzieli – nie ma takiej siły.


nic_ość

tyle być miało
a nie zagrało
tyle zdarzyło
nic nie ziściło
plany nadzieje
a nic się dzieje
nic się panoszy
kołem się toczy

z niczego zrobię
talizman sobie
by coś tam zdusić
gdy "wszystko" kusi
nie liczyć na nic
nie płakać

za nic

http://www.youtube.com/watch?v=PjsyzVGkHlM
wtorek, 24 grudnia 2013

Wesołych Świąt!!!


sobota, 21 grudnia 2013

Inaczej niż zazwyczaj - kontynuacja

Wcześniejszą część tekstu znajdziecie tutaj:  
 http://ela-gruszfeld.blogspot.com/2011/12/inaczej-niz-zazwyczaj.html

Janeczka trzepotała się pomiędzy stołem, a serwantką z zastawą. Podekscytowana i zarumieniona. Buzia jak zwykle nie zamykała się małej trzpiotce. Hanka roześmiała się mimo woli i żartobliwie pacnęła małą po plecach ścierką. - Ty papugo! Jeszcze język cię nie zrozbolał od tego gadania? Lepiej pomóż mi wyjąć makowiec z piekarnika, bo przypali się i będzie czarna zwęglona gruda!
- Mamo, mamo!!!! A wiesz, w tamtym roku u wujka Janka były kluski z makiem! Pyszne! Wiesz, taki makaron z mokrym makiem, z migdałami i rodzynkami..! Hanka uśmiechnęła się na wspomnienie Janka i Małgorzaty. - Janeczko, weź słuchawkę telefonu. Pora złożyć życzenia...

Małgorzata nie mogła uciszyć myśli. W ubiegłym roku Janeczka obudziła w niej tęsknoty - tęsknoty do przytulania własnego małego szkraba, do głaskania delikatnych dziecięcych jedwabistych włosów. Do trzymania w swej dłoni rączek – pulchnych niczym ciepłe poduszeczki... Odganiała te myśli jak natrętne muchy. Przecież nareszcie ma z kim zasiadać do stołu, ma komu zaparzać kawę, ma z kim sprzeczać się o polityczne poglądy w trakcie oglądania programów publicystycznych. No i ma do kogo przytulić się wieczorem, ma z kim pomilczeć... A kysz, natrętne myśli! I tak życie podarowało jej coś, co zdawało się już być dawno utracone. Bezpowrotnie. Więc to szczęście musi pielęgnować i nie wydziwiać!

- Ciociu Małgosiu, ciociu Małgosiu! A mama to chce zrobić z naszego makowca zwęgloną grudę! A ja bym wolała te Twoje kluski z makiem, ale mama nie umie, ja nie umiem... I wcale tego zwęglonego nie chcę! I mama prosi, żebyś dała przepis, a ja to bym wolała, żebyś przywiozła. I żebyś też przywiozła wujka Janka, bo on nie widział jak urosłam, bo duuuużo jadłam: serów i warzyw, i jadłam ryby i wszystko. I kanapki też. A wujek to mówił, że mało jem i nie urosnę! Przyjedź , ciociu i weź ze sobą wujka i te kluski, plizzzzzzzzz!!!
Hanka przerwała słowotok Janeczki, wyjmując zdecydowanym gestem słuchawkę z jej dłoni. - Małgosiu, Janeczka ma bardzo dobry pomysł. I nie mam na myśli tych klusków. Spakujcie najpotrzebniejsze rzeczy i przyjedźcie do nas na Wigilię. Mała trajkotka będzie szczęśliwa, ja też... Nieduże to moje mieszkanko, ale pomieścimy się. W końcu nie mieszkamy tak bardzo daleko od siebie, a pociągiem podróż nie trwa długo...

Janek mamrotał coś niewyraźnie o kolejnym szalonym pomyśle równie szalonych niewiast, o nieplanowanej podróży, szafie, którą trzeba zmieścić w walizce..., kosmicznej ilości jedzenia w podręcznej torbie... Ale pod nosem uśmiechał się nieznacznie na myśl o roztrzepanej Janeczce, o jej dziecięcej paplaninie i rozwichrzonych, wiecznie poczochranych włoskach. Ciekaw był też jak urządziła się Hanka w tej "mysiej norce", jak nazywała swoją nową kawalerkę ze ślepą kuchnią, z zaniedbanymi przez poprzednich lokatorów ścianami, podłogami i łazienką małą niczym lodówka.Ciekawe jak tam się zagospodarowała. Ciekawe, czy sobie radzi, bo jej pensja żałośnie niska, a sporo opłat i potrzeb, gdy wychowuje się samotnie dziecko, nie mając nawet alimentów. Uśmiech znikł, a jego miejsce zajął niepokój i troska.

W domu Małego Dziecka nie zdołał ukryć łez. Zerkał to na Małgorzatę, to znów na szeregi łóżeczek, z których docierał rozdzierający serce płacz niemowląt. Hanka wskazała im adres placówki, gdy Małgosia wyznała, że tęskni za dziećmi, że chciałaby, ale..., że biologiczny zegar..., że nie uda się... Janek milczał, nie zdradzając swojej opinii w tej sprawie. Ale to milczenie wyrażało wiecej, niż najgorętszy aplauz dla pomysłu siostry. Gosia podchodziła do łóżeczek. Też płakała.

Udali się do Ośrodka. Adopcja nie jest prostą sprawą, ale właśnie szukają nowych rodzin zastępczych... Małgosia i Janek spełniają wymogi.

Kolejna Wigilia tętniła życiem. Tym razem Hanka z Janeczką zawitały w domu Małgosi i Janka. Obie ściskały na powitanie Karolka i Jacka – bliźnięta, które właśnie kończyły trzy latka i ufnie obśliniały policzki obu nowych kuzynek. Na stole pachniał już barszcz z uszkami, karp w galarecie, kapusta z grzybami i kluski z makiem. Pośrodku, na talerzyku, opłatek.
Przybyło zastawy. Przybyło radości i nadziei, życiowych celów i dążeń, realizacji marzeń. Ubyło złych wspomnień, rozżaleń i smutku. A choinka roztaczała blask – najbardziej magiczny z magicznych. Najwartościowszy dla tych, którzy poznali jego cenę.


niedziela, 15 grudnia 2013

Re - kolekcje

Kolejny Adwentowy Tydzień -
podobne dawnym, rekolekcje.
Tylko to życie zakręcone
zadaje inne - nowe lekcje.

Biorę się za nie, rozwiązuję
układy równań. Niewiadome
korowodami w mojej głowie.
Zliczam na palcach własnych dłoni.

Liczę na siebie. Iksy plączą
przeszłe wykresy i współrzędne.
Dawne wyniki - nietrafione,
bo dane ktoś podrzucił błędne.

Wdziera się on. To z nim przez lata
matematyczny ład z pozoru.
Zanim się chłodna pewność wkradła,
że do innego zgoła wzoru

podstawialiśmy. Nic nie wyszło.
Bogatsza lufy doświadczeniem,
wiem - wyjść nie mogło. Jednak pytam:
gdzie zapodziało się sumienie?!

Nie miał, czy zgubił? Czy za nawias?
Nieścisłe stawiam hipotezy.
W czasie Adwenu, wybacz, Panie...!
Nie umiem lekko do spowiedzi...

Daj kiedyś łaskę wybaczenia,
choć on bez żalu i skrupułów,
nauczył jak ugniata ciężar
przystawionego wprost w twarz - bólu.

Czy sądzisz, Panie, że udźwignę?
Mnie więc rzuciłeś to wyzwanie?
Filigranową mnie stworzyłeś.
Sama nie sprostam. Pomóż, Panie.


anomalia czyli biały tekst na pogodę

tak często jesienią zaglądała wiosna
że musiałam ubierać w rytmy
płynęły jak wiatr i chłodziły

rzucałam cienie we frazy rozgorączkowane smugami
wszędobylskiego słońca

do rytmu wplatały się rymy –
pary nierozłączne na zawsze w nadziei
udzielały sakramentu
ten w cieniach topił się cały


na biało ubieram dzisiaj słowa
by konsonanse odzyskały prawo do wolności
w rozłącznych zbiorach
wpłątanych w płatki śniegu
środa, 11 grudnia 2013

Maminsynek

Był raz sobie maminsynek.
Miał pretensje do dziewczynek,
że dla mamy niewłaściwe –
jedna chuda, druga krzywa...

Trzecia ma za mały trzosik,
czwartej mama wprost nie znosi.
Moc felerów, same wady.
Maminsynek ma zasady!

Nie chce takiej, której matka nie oceni:
mądra, gładka, bogobojna i życzliwa...
Taka mać nieustępliwa była i wymagająca,
że się w życie syna wtrąca

wciąż. A skutek zamierzony:
syn jest dla niej, nie dla żony!
Został starym kawalerem.
Sam. Choć kobiet było wiele.
poniedziałek, 2 grudnia 2013

(bez)względnie

na "nie" względnie na "tak"
jest znak
nie każdy czyta bo każdy liczy
szanse widoki
na psa uroki

na "tak" coś bywa
w "nie" się rozmywa
przekorność losu
w bezwzględny sposób
względne złudzenie
chcenie niechcenie
w cieniach się krzywi
widzenia kryzys
oznaki były
oczy zwodziły

Miniatura do wynajęcia

Nie mamy życia na zmarnowanie.
Dzierżawa minie, Panowie, Panie.
Wypożyczone, więc wykorzystaj -
niech w sercu płomień, a w oku iskra
tli się, migocze... Jednak z umiarem
(aby nie spłonąć) zarządzaj żarem.
Obsługiwane przez usługę Blogger.