niedziela, 28 września 2014

Teatrzyk z wrześniem w tle

On:
 Dokąd się spieszysz, drogie dziewczę?
Skowronek, słowik, miesiąc, buty…
Cały arsenał argumentów,
a ty słuchając ziewasz z nudów
i w drzwiach się śmiejesz.

Ona:
Nie śmiem, nie śmiem,
ale beze mnie będzie lepiej.
Wyciągniesz nogi na kanapie,
a ja nie powiem: znowu chrapiesz.

On:
Niedobra…! Dobra! Idź już sobie!
Poradzę sobie z naczyniami,
choć w zlewie straszy Strach dla kobiet,
a pralka już wiruje pranie…

Ona:
Rozwiesisz równo, równiuteńko.
A ja już lecę. O mateńko!!!
Tak późno, późno, spóźnię się...

On:
A gdzie to? Gdzie to?!

Ona:
Byle gdzie!
Powinnam zdążyć dokądkolwiek -
dokładnie nie wiem, ale coś
chodzi mi właśnie - coś po głowie,
w uszach szeleści cosia głos.
To chyba wrzesień. Może nawiać.
Nikogo tam nie mogę zabrać.

On:
 Wrzesień?! To tak się gach nazywa?!
Zżera mnie zazdrość, więc puls skacze!

Ona:
Idź do doktora. Ja się zmywam,
chociaż marzyłam, że inaczej…
Innymi słowy: Ty mnie kochasz?

On:
Coś mnie ugryzło… Ale głośno
nie powiem. Nigdy. Marznę w stopy
i broda mi za szybko rośnie.
 Wąsy nawijam już na palec.
Czy kocham? Nie usłyszysz - wcale!

Ona:
Kochasz mnie, kochasz, ty zarazo!
Ja muszę iść, bo coś mnie wzywa.
Nie powiem po co, ani na co,
ale w tym "wcale" się rozpływam.
Bez parasola…

On:
Hola, hola!!!
Wcale nie chciałem. Nie chcę chcieć.
Może zostaniesz. Poprasować.
Samemu to niemęska rzecz.
A Wrzesień - truteń i ladaco!
Więc po co, po co tobie, na co?

Ona:
Wyciągniesz nogi na kanapie,
a ja nie powiem: znowu chrapiesz.

On:
Hola, hola! Ale to “wcale”... Jak niewola.
Nie wolisz, hmmmmm..., niewolić mnie?
Tylko z tym Wrześniem byle gdzie?

Ona:
Nie wiem, nie wiem,
ale ten wrzesień może wie….
że wcale nie chcę..., "wcale" chcę.
 I "wcale" wcale…
Kochasz mnie?

czwartek, 25 września 2014

dzieje śmiechu

poważna sprawa - glina, żebro,
figowy listek i syk gada.
drzewo poznania przy nadziei
i ciekawości eskapada
poza granice wyznaczone.
w efekcie - piekło, mąż i żona.

i jeszcze łachy wstyd okryły,
by wszystko stało się zawiłe,
jak zygzak węża i jak droga
ucieczki tam, gdzie nie ma Boga,
zakazów, tabu i Edenu…
poważnie pytam: czemu? czemu?!

 trefny genotyp populacji -
w nim zmutowany gen ekspiacji?

w śmiech mi ucieka wąż wspomniany,
czkawką odbija stare żebro.
miałam mieć raj, a cztery ściany
niewolą echa: myślę - ergo
śmieję się zamiast, zamiast płakać,
bo nie wiem kto nam figla spłatał,

dając i jabłko, i apetyt;
menu i rygor ścisłej diety.

środa, 24 września 2014

Jesienna bojówka

Z jesienią wejdę w ostry spór.
Najpierw nazbieram garść kasztanów.
Garść nie wystarczy – cały wór,
albo i ze dwa, gdy za mało.

Tak przysposobię się na bój
z jesiennym splinem, z melancholią.
Wystrugam procę, krzyknę: stój!
Przed deszczem schowam się pod folią.

Jak załaduję...! I w sam nos
strzelę nostalgii i smutkowi.
I będę śmiała się na głos,
gdy kasztan jesień „przyozdobi”.

I śliwy będą tylko w krąg.
Arsenał zacny i pozycja,
z której nie cofnę się na krok,
choćby groziła ekstradycja.

W końcu ta jesień pójdzie precz,
gdy ją obrzucę bez litości.
Potem zakwitnie fiołek, mlecz...,
ale po zimie, co zezłości.

Batalistycznych wątków dość,
bo mi okopy deszcz rozmoczy.
Wiec do roboty! Mówiąc wprost:
Do tych kasztanów i do procy!


wtorek, 23 września 2014

wstążka

był czas gdy miałam piękne maje -
pełne spokoju i uniesień.
chyba skradzione, skoro teraz
wiatrem wydziera je z rąk wrzesień.

wracają śmiechy krzywym echem
obrazy łzawią - łzotok dręczy.
skradzione chwile się bujają
na dwóch biegunach obcej tęczy,

która też chyba przez pazerność
do rąk kleiła się, jak ciasto.
chciałam ją schować do kieszeni,
lecz tylko kieszeń była własna.

no i została. tęcza przeszła.
prawem kaduka chciałam posiąść
siedem kolorów rozbujanych?
chociaż nie chciały ze mną osiąść,

wolne jak myśli rozhulane;
jak wiara, której brak pokory;
nadzieja nie znająca miary
i wiatr gnający w dal po polach.

na własność - paproch w tej kieszeni,
pacnięty różem i błękitem.
i jeszcze ręka pełna obaw,
że za dzierżawę przyjdzie kwitek

z roszczeniem spłaty. z odsetkami.
może też pozew o nawiązkę
za nazbyt długi byt z chwilami,
które wiązałam marzeń wstążką.

piątek, 19 września 2014

rozważania z kokpitu

i znów życie toczyć się będzie -
jak zwykle. przywykłam do tego,
że może zaskoczyć na nowo
i mnie, i dosłownie każdego

w momencie, gdy, zdaje się: trwałość,
stabilność… i wszystko wiadomo…
wyskoczy jak filip z konopi
zdarzenie - nazwijmy je "ono".

jak rzep się uczepi ogona,
wypuści z cylindra króliki.
zamiesza w bigosie chochelką.
bo “ono” zna sztuczki i tricki.

zadymi estradę - f-x’y
w kieszeni ma "ono" zazwyczaj,
w finale zdumiewa po "ochy",
aż zdaje się fikcją, nie życiem!

a jednak - znów toczyć się będzie,
choć oczy przecieram, nie wierzę.
zaskoczę to "ono"- na przekór -
w ko(s)micznym eli-kopterze.

środa, 17 września 2014

żal żartu wart

bo satyryk to musi być smutny,
a na masce mieć grymas i łzę.
zęby szczerzyć jak zwierzę okrutne,
aby nikt nie pomyślał, że

melancholia w nim gra - doświadczona -
razem z wiatru skowytem sprzed lat;
niespełnienie i brak - oswojone
i ten mus, aby się śmiać.

bo satyryk być musi zjadliwy -
wszak się nikt nie połasi na jad -
nie pokąsa, nie połknie go w kaszy.
będzie trzymał go z dala strach

przed toksyną, przed śmiechem, przed żądłem.
więc bezpieczny satyryk, gdy sam.
i na scenie, bo przecież po kątach
plącze się i napiera żal.

bo satyryk, bo grymas, bo szpile -
taka fraza posępna - nie fart.
ileż trzeba mu było roztkliwień,
by zapragnął zawrócić w żart?

Limeryki (nie)ludzkie

Zwierzyniec miejski 

Jadę raz na mieście
(średnio sto dwadzieścia),
a w lusterku wąż -
pewnej żmii mąż
z kogutem. Więc dwieście…!


W ZOO 

Tradycja i Misio Laiccy
zmylili dziś czujność Policji -
i w terrarium w ZOO
obojgu wesoło,
bo nic ponad śmiech w koalicji.


Człekokształtna

Pewna małpa (być może z Oliwy)
na żyrafę ostatnio się krzywi -
zapuszcza żurawia:
z kim tamta rozmawia?!
Nie z nią!? A to niesprawiedliwe!


środa, 10 września 2014

Wietrzność - nieudolna próba rozumienia

Minęła kolejną przecznicę, kolejnych przechodniów, przychodnię, aptekę, sklepy z krzyczącymi witrynami. Minął ją kolejny zatłoczony autobus, rowerzysta i stary Maluch. Oni też minęli, a może to ona ich minęła, wyminęła, ominęła.

Zostały stop-klatki, a w nich wrażenia. Klatki i klucze do zamków na piasku. Wiatr, na ogół w oczy, bo lubiła - prosto w twarz, bez unikania…. Najchętniej w słońcu, któremu deszcze niestraszne, a burze to żywioł po dziesiąty stopień zachwytu w skali… To błyski - aż po przebłysk świadomości - bezgranicznego mijania, klatek - pułapek, piaskowych wydm i wietrznych perspektyw w odwiecznych przemijaniach i omijaniach - przecznic, sklepów, aut i ludzi. Klatek, kluczy, rdzy - zostawia plamy nie do sprania; spojrzenia - nie do odparowania. I fabułę, która potrzebuje akcji. I tylko reakcja zastyga w progu do zatrzymanych wrażeń.

Na scenie tańczą marzenia. W tle. Pierwszy plan to ulica i przechodzone sceny. Autobus. Sklep. Maluch. Przecznica. 

Grzmi szyld kolorami haseł. Cichnie, blednie, szarzeje z każdym krokiem, wyminięciem, rdzą…

Błyski odbite w oczach marzeń na chwile otwierają zamki. Na chwile znajdują klucze. Po chwili budząc świadomość, że na widowni tylko fotele obejmują ramionami prawdy - aż po dziesiąty stopień w skali… Aż po ostatnią samotną kroplę zachwytu na najodleglejszym planie.


niedziela, 7 września 2014

owcobranie

gruszki w grodzie dojrzewają.
winorośl gnie się pod ciężarem,
a we mnie zastygł smak koszteli,
które na łące dogasają -
tuż obok drogi
(Boże drogi!)
i tylko wiatr się w polu żali.

owoce w trawie - ktoś podnosi -
zatrzymał auto nieopodal.
zebrał ich kilka na poboczu,
jak dary słońca, zanim w drogę...
do swoich światów
(mój ty świecie!)
pachnie kosztelą moja jesień,

jak głupiej, głupiej, która chciała...,

 lecz pamięć - jędza - bywa trwała.


piątek, 5 września 2014

krótka rzecz o czytelnictwie

nie chcę być książką, ani e-bookiem
z wyborem pociech i afirmacji -
na tyle wartą, ile wyszukasz
dla siebie… ze mnie… spomiędzy spacji.

a potem pójdziesz we własne sprawy,
ważne terminy, problemy, kwestie…
dopiszę sobie niechcianą puentę,
że wrócisz, gdy się spieprzy coś jeszcze,

szukając znowu w otwartej księdze
kogoś, kto zawsze wyciągnie rękę.


nie chcę być książką. ja też chcę czytać
troskę i pamięć. karmiąc egoizm.
wracam jak zawsze - do pamiętnika,
który mieć serce bardzo się boi,

zatem zamyka stronice z hukiem,
nie chcąc być książką, ani e-bookiem.

poniedziałek, 1 września 2014

a ona drwiła z jego listu erekcjato

pisząc do ciebie myślę trzeźwo
i jestem realistą
ale
kocham nad życie
oddaję życie

upajasz i zwodzisz
“pójdź ze mną
za mną”

zwodzisz a ja kocham nad życie
gdy znikasz za zakrętami
słabnę i tęsknię
by znienawidzić
ciebie
siebie

upadam a ty kusisz chichocząc
“złap mnie złap…”
wracasz

oddaję życie
kocham by z nienawiści umierać
poczuć że żyję 

zdradzam ci sekrety
powierzam tajemnice
jak bardzo boli samotność
z tobą
jak bardzo boli
bez ciebie

zdradzasz

 “złap mnie złap”

wypuść mnie z łap






butelko

Obsługiwane przez usługę Blogger.