piątek, 31 stycznia 2014

Duchy kominów

Domy jak ludzie się starzeją
lub wypalają – też jak oni.
Duchy kominów w dym wracają -
zmarznięte, bo już wygasł ogień.

Kruchy fundament, więc kolebie -
skruszał, osunął – dom się chwieje.
Choć miało w domu tym jak w niebie
obłoczną tulić sny pierzyną.

Domy jak ludzie – pęka ściana,
tynk osypuje, wpełza wilgoć.
Pustka w kominie przeszłość szarga
i mija co nie miało minąć.

W nozdrza się wgryza pył i popiół;
okna bez szyb i piec wygasły.
I duchy zaplątane w dymie
nigdzie nie mogą miejsca zagrzać.


środa, 29 stycznia 2014

Jaśnie

Zapytać bardzo mnie dziś kusi,
czy wszystko toczy się bo musi.
Czy też inaczej:
może raczej
swe sieci „musi” chce zarzucić.

I w nos się śmieje dziarskie „może”
z wiary, że ono dopomoże
trwać mimo wszystko,
chociaż prysło.
„Może” nie pławi się w pokorze.

A gdzie podziało się tu chcenie?
I czy się zgodzi z przeznaczeniem?
A może właśnie
z losem – Jaśnie -
„może” zamienia się imieniem?
źródło obrazka:
http://itezone.pl/osobista-szklana-kula,1345/

wtorek, 28 stycznia 2014

Spowiedź

Obojętność była jej obca, tak samo jak powściągliwość, czy rezerwa. Ktoś powiedział kiedyś – egzaltowana, inny - złośnica, jeszcze inny – żywe sreberko. Każde z tych określeń korespondowało z silną emocjonalnością, która budowała osobowość z pozoru silną, z pozoru pełną życia. Z pozoru – bo emocje utrudniały, komplikowały nawet to, co (z pozoru?) proste. I to – proste – dusiły na amen – zaciskając w pętlę.. Obojętność zdawała się być oazą świętego spokoju, balsamicznej ciszy, braku bólu i wszelkich niepotrzebnych do życia „poczuć” – winy, krzywdy, rozczarowania... „Poczucia” były wredne i wpełzały tam, gdzie nie powinny. Rujnowały każdą próbę zbudowania łagodności na solidnych fundamentach. Pożerały każdą, nawet najbardziej nieśmiałą myśl o wybaczeniu.

Proboszcz podczas kolędy spoglądał ze zrozumieniem. Nawet wspólczuciem, gdy hardo rzuciła:
- Od tamtego czasu nie byłam u spowiedzi – nie umiem się przełamać, bo już pękłam. Rozgrzeszenia nie będzie i tak. Bo nie ma wybaczenia, bo nie potrafię.
- Wiem, rozumiem panią. I wiem, jak konfesjonał może krępować. Tu – w kalendarzu - jest mój numer telefonu. Zachęcam. Umówimy się. Wyspowiadam w kancelarii, jeśli tak pani woli.

Nie dopowiedziała tego, co już dawno temu wymyśliła, by się usprawiedliwić. Racjonalny argument wywiedziony z warunków spowiedzi. „Żal za grzechy, mocne postanowienie poprawy i zadośćuczynienie.” A przecież On nigdy nie żałował, więc nie widział potrzeby poprawy, a już tym bardziej zadośćczynienia! Jak więc Ona ma Mu wybaczyć? I dlaczego, skoro bez spełnienia tych warunków nawet Pan Bóg nie wybacza?! A Ona przecież taka nieświęta, taka laicka, taka...!

Już nie wiedziała jaka jest, kim miała być kiedyś, kim być mogła, gdyby nie to, że aby się zaimpregnować, zapragnęła zobojętnieć. Jedno było pewne – nie jest już sobą, a kim innym być nie potrafi. Może jeszcze nie potrafi, a może nigdy...

Usiadła do komputera, aby zebrać cały balast i rzucić go w twarz tego, który i tak wszystko wie, widzi i podobno ma moc. Do którego powinna się modlić. A ona pisze listy – zbuntowane, gniewne, egzaltowane, bo „poczucia”..., bo ta cholerna spowiedź, a właściwie jej brak. Bo ten spokój tak daleko powędrował w poszukiwaniu zbawiennej obojętności. I jeszcze wiara, że dopóki pisze te listy, wierzy w istnienie adresata. Wierzy, że zrozumie frazę, pełną dziwnej, dziwnej jak ona, logiki:
 „Na szczęście dałeś ludzi garść – nie pozwolili runąć w przepaść.
Może w tych ludziach byłeś Ty? Kiedyś wcieliłeś się w człowieka...!”

źródło obrazka:
http://religia.tv/news,3611-mobilny_konfesjonal.html

piątek, 24 stycznia 2014

Uparta oślica (cykl: Trudne kobiety)

Nie szuka argumentów.
Ufnie wspiera głowę
o wiedzę że po deszczu
nie minie kałuży.
O dziury w parasolu, połamane druty,
o kręgi rozpostarte na płaszczyźnie wody,
gdy kropla strącona z liścia spadnie
i jak kamień...

Uparta niczym osioł – nie posłucha mądrych.
Uczonym się sprzeciwi, zaprzeczy.
Żyć będzie na przekór i na kredyt,
gdy siostrę – Nadzieję -
poniosą, by pogrzebać...
Ona nadal będzie.

Wiara jest nieprzekupna – nie wchodzi w układy.
Nielekko się jej oprzeć - upartej oślicy.
I straszno, kiedy nagle coś lub ktoś
ją złamie jak druty parasola.
I nie wiesz, czy wróci.




wtorek, 21 stycznia 2014

Bezczelna arogantka (cykl: Trudne kobiety)

Mówią o niej "bezczelna", kiedy kole w oczy.
A ona sprawiedliwie łaje kuksańcami.
Słowom nie daje wiary - słowom bez pokrycia,
dźwiękom pustym jak bębny pomiędzy faktami –
cichymi – im wystarcza cisza.
Tylko kłamstwo, chcąc przeżyć,
w desperacji krzyczy.

Lubi obrać ze skórki, rozebrać do naga.
Na czworo dzieli całość zlepioną misternie.
Ktoś stwierdził, że pośrodku i że bez nagrobka,
a ona żyje nadal, do bólu witalna.

I na wierzch! Zawsze na wierzch!
Choćbyś chciał zakopać
głęboko, nawet głębiej,
z kamieniem chciał topić -
do oczu tobie skoczy i w oczach zostanie.
Bezczelna arogantka -
w nich znajdzie mieszkanie,
abyś się nie uwolnił od niej.
Tyś jej rabem!

Nikt nie okiełzna przecież z gruntu wolnej
Prawdy.

niedziela, 19 stycznia 2014

Harda (cykl: Trudne kobiety)

Sądziła zawsze, że z nią nie do twarzy.
Pokora się zdawała słaba niewyraźna,
przygięta i skulona w sobie
niczym człowiek,
któremu „ja” zbyt ciężkie bywa
a nie chce się odczepić i kurczowo trzyma -
za włosy, za kapotę -
„ja” – na drugie Pycha.

A potem wreszcie zrozumiała - harda -
że aby zrzucić dumnego natręta
trzeba do naga,
ale najpierw upaść,
a później szponów zaprzestać pamiętać.

I oddać w ręce wszechmocnego losu
to wszystko, czego unieść już nie sposób.
To czego wcześniej przełknąć nie umiała -
kęs który utkwił w gardle jak zakała.

Zmieniła imię z dumnego na skromne.
Jeszcze się uczy, kim jest jeszcze plącze.
Jakby ciężaru ciągle było mało
gdy „ja” ubywało.

sobota, 18 stycznia 2014

Naiwna (cykl: Trudne kobiety)

Ciągle gada: tym razem
będzie pięknie jak nigdy.
Najadła się omamu i bredzi -
szalona.
Jakby nikt jej nie mówił,
by przymrużyć oko,
cierpliwie chcieć poczekać,
nim zachód dokona
oceny i korekty.

Ma plany - zatem sięga
i myśli, że ręce
urosną, by pochwycić, przytrzymać,
zachować.
Potem jeszcze unosić -
bodaj pod niebiosa.

Rozstała się z rozumem,
więc jak palec sama -
zadziora, co nie słucha,
jak Pan Bóg się śmieje.
Gdy wbrew, pod prąd, pod górkę... -
fantazjami kusi.

Na podobną do siebie wychowuje córkę -
wmawia jej, że przenigdy nie przestanie kochać.
Na imię jej Nadzieja -
i wierna, i płocha.
Za rękę bierze z sobą,
choć taka zawieja!
Wacław Borowski: "Macierzyństwo"
źródło:
http://artyzm.com/obraz.php?id=9673

środa, 15 stycznia 2014

haiku styczniowe

przyczepa z węglem
dwa ślady na podjeździe
zbrudziły obraz

 ***

węgiel na śniegu
kolejne płatki w locie
pod szarym niebem

 ***

zamknięta furtka
zjeżona sierść na kundlu
w bieli przechodzień

sobota, 11 stycznia 2014

Gapa* (cykl: Trudne kobiety)

Miłość to egoistka i wariatka – gapa.
O sobie myśli więcej,
zwłaszcza gdy się boi,
że stanie się coś jemu,
albo jej.
I koniec!
Odchodzi od rozumu.

Jak gdyby miała wtedy
rozstać się ze światem
 na dobre i na amen,
i na koniec końców.

A przecież żyje w świecie
i żyć będzie w sobie
nadzieją, że on dla niej,
a ona dla niego.
Że taka jest możliwa -
no bo niemożliwa.

Ech, gapa, która właśnie
zapomniała kluczy
i błąka się pod drzwiami -
nie wie, że otwarte,
że wcale nie zamknęła.
Po kieszeniach szuka...,
a boi się zapukać.
Głupia...



 *tekst inspirowany wierszem ks. Twardowskiego pt.: „Miłość”
piątek, 10 stycznia 2014

Idiotka* (cykl: Trudne kobiety)

I po co się miotamy?
Ksiądz Jan podpowiedział,
że Samotność – idiotka -
przychodzi, bo kocha.
A my przed nią zwiewamy,
jakby było dokąd!
Wariaci, którzy sądzą,
że jej miłość przejdzie -
najlepiej na drugiego,
na drugą, na innych...

A ona wciąż pod drzwiami,
niczym wierna psina,
szepce, że od początku
i że aż po finał.
http://www.digart.pl/grupy/84/Rysunek/praca/3618094/Samotnosc.html


-----------------------------------------------------

*tekst inspirowany wierszem księdza Twardowskiego p.t. "Przyszła"

Banały, które wrosły w annały

Aby dorosnąć, wpierw trzeba być małym
i w tej małości nie raz się poparzyć.
Pozbierać sińce, potknąć wiele razy.
Ale to wiecie – któż nie zna banałów?

By wzlecieć w niebo, tkwić trzeba przy ziemi
i nie zapomnieć, jak na ziemię wrócić,
kiedy - to w górze - tak nieziemsko kusi,
a grawitacja straszy upadkami.

Aby się rozgrzać i móc ciepłem cieszyć,
chłód musi najpierw cię przeszyć do szpiku.
A komunały? Można pleść bez liku,
ale mądrością niezbyt często grzeszyć.

Można by szkoły rozmaite przebyć
i fakultety pokończyć rozliczne.
I tak da życie porządnego prztyczka,
że noty dobre, ale zbrakło wiedzy.

Na własnej skórze, nago, na kolanach -
doświadczysz tego czym się dzielić warto -
gdy nic już nie masz - świecisz pustą kabzą...
Bo nie ma przeżyć, gdy brak przeżywania.


czwartek, 9 stycznia 2014

na chłodno

jeszcze jeden papieros przy kawie i necie
zaraz idę napalić w piecu bo zima
i czujnik od centralnego straszy

wierszydła na plikach a przecież
mogłam w kajetach na rozpałkę -
takie marnotrawstwo grzewczego potencjału

zacieram ręce i chucham na zimne wojny
w których (o dziwo!) argumenty były gorące
że aż parzyły (parzyły – też dziwne słowo
skojarzone z parą albo
rozbijające się o liczbę mnogą –
czytanie zależne od kontekstów –
łączenia/ wyparowania/ kaleczenia
siłą żywiołu)

idę rozpalić w piecu
rozwinę (frazeo)logiczny związek
„ni ziębi ni grzeje” w (nie)dojrzałą frazę
„to zmrozi co nadto rozgrzeje”


chroń od baranów!

kiedyś ty zasnęła? liczyłaś barany,
a może od razu - głowa do poduszki?
miałaś stać na straży, ale sen zachłanny
wtargnął bez pytania i atak przypuścił.

nareszcie na nogi zerwałaś się. rześka
otwierasz mi oczy. nową koalicję
zawieram już z tobą. nie przysypiaj - zbesztam!
choć ciążą powieki, czuwaj, intuicjo!

środa, 8 stycznia 2014

Limeryki matrymonialne

Upojenie 

Białogłowa z Podlasia sądziła,
że choć weszła już w lata, lecz siła
nie w metryce, peselu,
lecz w spóźnionym weselu.
A kawaler zapytał: co piłaś?

Bezmyślna 

Nie myślała o cyfrach na koncie
pretendentka na żonę w Piemoncie.
Narzeczony zaś orzekł,
że zbyt twardzy to orzech.
Panna sama po takim afroncie.

Nieobyczajność 

Z małej wioski teściowa się krzywi,
że syneczek idiotyzm wydziwił –
chce synową jej sprawić.
Rzekła: koniec zabawy!
Chcesz spać z obcą? Jak ty się nie wstydzisz?!


niedziela, 5 stycznia 2014

pogodynka

najpierw mi deszczem chciej obmywać
ślady przeszłości potem wiatrem
odsącz bezdroża napęczniałe
z kropli - od pierwszej po ostatnią

nim przeschnie zezwól aby słońce
zbudziło chabry no i oczy
 usta jak róże niech maluje
ciszą wygładzę snów zatokę

zbesztaj bezwzględne już wichury
rozpogodzeniem przegnaj burze
zimą rozrzucaj skry po śniegu
bielą pokonaj ślad szarugi

niech się w pogodzie zapamiętam
aby zapomnieć się na wiosnę
opamiętanie samo przyjdzie
 zwodzonym lecz solidnym mostem


sobota, 4 stycznia 2014

Byle jak ość

Cieszyć się z byle czego trzeba,
kiedy innego wyjścia nie ma.
Z tej mąki być nie mogło chleba -
a pachniał już... Skończony temat!

Trzeba uśmiechać się do licha,
które wcisnęło ogon w zaczyn;
tak zakręciło....! No i pycha!
Tej pychy niesmak niech wystarczy.

Smucić się z byle czego warto,
skoro nie warto przez wartości.
Z asa się stały pustą kartą -
taką, że nikt nie pozazdrości.

I "będzie dobrze", "się ułoży",
to byle co. Byleby było!
Bo przecież jakoś, dobry Boże,
żyć trzeba, gdy umarła miłość.

Agnes Cecile PAINTING



Obsługiwane przez usługę Blogger.