poniedziałek, 24 czerwca 2013

Przypadki z filiżanki

Poeci przytrafiają się przypadkiem -
tak w międzyczasie, albo może w samą porę.
I snują się po mieście - nie ukradkiem -
obnosząc z jakąś Weną lub z Amorem.

A czasem wręcz brylują bólem zatok
na światłach, gdy czerwone ich oślepi.
I chociaż już od wieków "za miliony",
niejeden przez te bóle biedę klepie.

Godziny - te przy piórze - przypadkowo
z bezmiaru lub nadmiaru, częściej - z braku
mijają, choć po nocach - znów ta głowa! -
odważnie stawia czoła nocnym strachom.

Coś gryzie, więc obgryzać trzeba pióro,
rozgryzać, co niestrawne jest w całości.
Przypadkiem wiersz się wymknie z ich eremu
i w głowach prozaicznych się rozgości.

A ci, zdumieni wielce, że ten intruz
panoszy się znienacka - nieproszony,
sięgają do szuflady lub apteczki
po apap na bezsenne farmazony.

Przypadkiem między pierwszym łykiem kawy,
a dnem, na którym fusy już pokotem;
pomiędzy myślą, że znów ważkie sprawy,
za które się zabiorę zaraz-potem

niechcący wystukałam na klawiszach
(bo gdzie mnie do stalówek w wiecznych piórach!?)
tych kilka przypadkowych rymotności,
by słowa szybowały za mnie w chmurach.

Przypadkiem wypuszczone - na wypadek,
że może, kiedy schyłek mimozami...,
rozjaśni się kozera rymogadek
pomiędzy małą czarną... między nami.

1 X skomentowano:

LuLu pisze...

Niesamowite! Tak trafnie i zabawnie opisałas proces twórczy. Piórem ze stalowka tez byś sobie poradziła:)

Obsługiwane przez usługę Blogger.