czwartek, 6 listopada 2014

Bieluśkie półbuty

Z okna, które wybiega na tamto podwórze,
tamto zza murku, który dzielił kamienice,
podglądałam ukradkiem jak w niszy sąsiedztwa
snuło się, tamtych innych, podwórkowe życie.

Nie pamiętam imienia, które nosił chłopak
wynoszony na krześle. Śpiewał - pięknie śpiewał.
Rzadko go wystawiali z jego wielką głową -
chorą, a z takim cudnym głosem aż do Nieba.

Lepiej pamiętam Elkę - siostrę "wodogłowca".
Bożenę - trochę starszą, a na Elki stopach
po mnie odziedziczone bielutkie półbuty -
lakierki przechodzone, z których ja wyrosłam.

A potem ich nie było, gdy zmarła im matka
i nie wiem co się stało z chłopakiem i z Elką,
z Bożeną i z butami. Na kręconych schodach
słuchałam, czy nie śpiewa ten co z głową wielką

radosne nosił nuty.
Kiedy Elka niosła z dumą
bieluśkie półbuty.


0 X skomentowano:

Obsługiwane przez usługę Blogger.