czwartek, 22 grudnia 2011

Bajka o Mikołaju i Mary Krismas

Nie tak całkiem dawno temu w nie tak bardzo odległej krainie żył sobie sympatyczny chłopiec o równie sympatycznym imieniu: Mikołaj. Imię pasowało do niego, niczym pestka do łupinki. Chłopak miał bowiem w sobie szczególnie pozytywne cechy, które wyróżniały go spośród tłumu popularnych egoistów, egocentryków i egotyków - typowych przedstawicieli jego pokolenia.

Pokolenie to stawiało sobie konformistyczne cele tudzież chroniło się przed następstwami zgubnego stresu i przed dyskomfortem, spowodowanym altruistyczną postawą. Jako że "egoizm", "egotyzm" i zwykłe "samolubstwo" obciążone były pejoratywnym znaczeniem w społecznej ocenie, pokolenie wymyśliło "asertywność", która znaczenie owo odwracała o sto osiemdziesiąt stopni. Tak powstała nowa językowa wartość o dodatnim ładunku jakościowym - społecznie akceptowalna.

Mikołaj wbrew ogólnemu trendowi trwał przy swojej staroświeckiej dobroci, otwartości na sprawy i potrzeby innych. Wciąż odczuwał przemożną chęć dawania z siebie wszystkiego, czego ktokolwiek od niego oczekiwał.
Dziwowali się ludzie straszliwie nie rozumiejąc skąd w Mikołaju takie pokłady unikalnej empatii. A nie mogąc tego zrozumieć tworzyli teorie i niekoniecznie obiektywne teoryjki, pozornie wyjaśniające zagadnienie.
Jedni nazywali go dziwakiem, ekscentrykiem, cudakiem nieprzystosowanym do wymogu czasów. Inni odmieńcem, wywrotowcem i frajerem, Jeszcze inni twierdzili, że dobroć i bezprzykładna filantropia to przejaw szczególnego manieryzmu, który miał wzbudzać sensację i wywoływać wielki szum wokół postaci naszego bohatera.



W ościennej krainie, podobnej pod względem trendów i mód do wyżej opisanej, mieszkała niebrzydka Mary Krismas. Była ustawicznie nieszczęśliwa, bo wciąż jej czegoś brakowało; a to czułości, a to znowuż dukatów na zakup wacików do demakijażu, a to uznania w oczach osób bliskich i dalekich... No i lustra gadającego, że jest najpiękniejsza! I chociaż o jej rękę starali się rozmaici młodzieńcy, to i tak nie mogła liczyć na wypełnienie braków, bo młodzieńcy wywodzili się z asertywnego pokolenia roszczeniowców i chcieli jej zabrać wszystko - nawet rzeczone braki.

W owym czasie Mikołaj pracował na stanowisku konsultanta do spraw sprzedaży w magazynie z akcesoriami do wystroju wnętrz. I jak zapewne już się bezbłędnie domyślacie, pewnego dnia doszło do spotkania Mary i Mikołaja.
Mary - klientka magazynu, zamówiła przypochlebnie gadające lustro, a Mikołaj zamówienie przyjął. Wiadomo: realizacja graniczyła z cudem!
Gdy nasza bohaterka po tygodniu weszła do magazynu, natychmiast dostrzegła w pięknych złoconych ramach swoje własne odbicie - odbicie satysfakcjonujące, bo wyidealizowane! (Zdradzę Wam w sekrecie, że sprytny Mikołaj zdobył fotografię Mary, wyretuszował za sprawą dobrego programu komputerowego do obróbki zdjęć i w najpiękniejsze ramy obsadził.)
Mary zachwycił jej idealny wizerunek, pozbawiony jakichkolwiek niedoborów i braków. Poprosiła więc o zapakowanie i dostarczenie do domu wraz z Mikołajem gratis!

Od chwili realizacji zamówienia nasi bohaterowie stali się nierozłączni; a połączył ich niezwłocznie związek małżeński zawarty w obecności licznych świadków zachwyconych młodą parą! Wkrótce przyszły na świat owoce ich miłości - bliźnięta: Mikołaj Junior i Mary Młodsza. Wszyscy żyli długo i szczęśliwie, a życie samo zapisało morał:

Aby pięknie się dogadać,
ktoś musi chcieć brać
i ktoś musi chcieć dawać!

(A ja dodam jeszcze, że pożyteczne w tej kwestii bywa lustro, które umie nieżle ponawijać..!)

2 X skomentowano:

Barbara Deckert pisze...

:))))))))))))))) no, nareszcie jasna sprawa, teraz już wiem kto, co i dlaczego :D

Ela Gruszfeld pisze...

:)))))))))))

Obsługiwane przez usługę Blogger.