poniedziałek, 5 grudnia 2011
włóczęga
nie muszę gęsto się tłumaczyć
z zebranych podczas mej włóczęgi
paciorków z pereł różnej miary
- świadków rozklejeń, łez udręki.
bez trudu zamknę szepty w muszlę.
zatopię truchła dawnych zdarzeń
w bursztynu przeźroczysty owal
i go nikomu nie pokażę.
szkatułę zamknę, klucz w pół złamię.
bez ceregieli do pawlacza
cisnę to nic nie warte cacko
i znów przemienię się w tułacza.
znowu przed siebie pójdę rankiem
odkrywać -ente cuda świata.
pozbieram całe kiście świtów,
bukiety z mgieł babiego lata.
z zimowych wichrów utkam ażur,
wplotę śnieżynki jak cyrkonie.
z wiosennej burzy schwycę światło
i nawet noce w nim utopię.
jesienna słota będzie grała
melancholijne dyskografie.
w dzwonne klimaty wniknę cała,
zaśpiewam.., chociaż nie potrafię.
i wiem, że ścieżka poprowadzi,
chociaż zabłądzę nie raz pewnie,
chociaż przeklinać będę czasem
w zwyczajnie ludzkim szewskim gniewie.
aż wreszcie dojdę do rozumu
i się odkrywczo puknę w czoło,
że tak naprawdę marsz jest ważny,
chociażby się kręciło w koło.
choćby zwodziło na manowce,
choćby wracało w punkt wyjściowy.
bo każdy etap tej włóczęgi
jest niczym taras widokowy,
z którego starczy spojrzeć dalej
lub nieco wyżej wzrok skierować,
głęboki oddech wciągnąć w płuca,
dać się przestrzeni oczarować.
chcieć widzieć szerzej niż horyzont
łagodną linią kreśli kraniec...
a nowe perły porozrzucać,
zamienić w chwile zapomniane.
dodam, że głupio może sądzę
że taka wiara iść pomoże.
do absolutu jednak wołam:
chciej mnie pilnować w drodze, Boże.
z zebranych podczas mej włóczęgi
paciorków z pereł różnej miary
- świadków rozklejeń, łez udręki.
bez trudu zamknę szepty w muszlę.
zatopię truchła dawnych zdarzeń
w bursztynu przeźroczysty owal
i go nikomu nie pokażę.
szkatułę zamknę, klucz w pół złamię.
bez ceregieli do pawlacza
cisnę to nic nie warte cacko
i znów przemienię się w tułacza.
znowu przed siebie pójdę rankiem
odkrywać -ente cuda świata.
pozbieram całe kiście świtów,
bukiety z mgieł babiego lata.
z zimowych wichrów utkam ażur,
wplotę śnieżynki jak cyrkonie.
z wiosennej burzy schwycę światło
i nawet noce w nim utopię.
jesienna słota będzie grała
melancholijne dyskografie.
w dzwonne klimaty wniknę cała,
zaśpiewam.., chociaż nie potrafię.
i wiem, że ścieżka poprowadzi,
chociaż zabłądzę nie raz pewnie,
chociaż przeklinać będę czasem
w zwyczajnie ludzkim szewskim gniewie.
aż wreszcie dojdę do rozumu
i się odkrywczo puknę w czoło,
że tak naprawdę marsz jest ważny,
chociażby się kręciło w koło.
choćby zwodziło na manowce,
choćby wracało w punkt wyjściowy.
bo każdy etap tej włóczęgi
jest niczym taras widokowy,
z którego starczy spojrzeć dalej
lub nieco wyżej wzrok skierować,
głęboki oddech wciągnąć w płuca,
dać się przestrzeni oczarować.
chcieć widzieć szerzej niż horyzont
łagodną linią kreśli kraniec...
a nowe perły porozrzucać,
zamienić w chwile zapomniane.
dodam, że głupio może sądzę
że taka wiara iść pomoże.
do absolutu jednak wołam:
chciej mnie pilnować w drodze, Boże.
kategoria:
lirycznie z rymem
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Kategorie
- a tak plagiatuja!!!!!!!!! (1)
- absurdalia (13)
- aforyzmy (9)
- autorskie recytacje (4)
- bajkolandia - wiersze da dzieci (10)
- Cykl liryczny "Mój świecie" (7)
- Cykl monologów: Skype me! (17)
- cykl: Trudne kobiety (10)
- erekcjato (7)
- fraszki (8)
- limeryki (22)
- lirycznie z rymem (168)
- proza (32)
- Przeklad(y) (5)
- recenzje - słowa wstępne (2)
- satyrycznie z rymem (40)
- tautogram (5)
- teksty piosenek (41)
- villanella (5)
- w miniaturze (59)
- wiersze wolne i białe (213)
- z rymem (53)
Archiwum
- czerwca (1)
- września (3)
- lutego (2)
- kwietnia (1)
- marca (1)
- października (2)
- sierpnia (3)
- lipca (3)
- czerwca (5)
- maja (1)
- kwietnia (4)
- marca (1)
- lutego (2)
- stycznia (13)
- grudnia (8)
- listopada (12)
- października (14)
- września (18)
- sierpnia (14)
- lipca (2)
- czerwca (4)
- maja (2)
- kwietnia (3)
- marca (9)
- lutego (2)
- stycznia (3)
- grudnia (1)
- listopada (4)
- października (1)
- września (6)
- sierpnia (5)
- lipca (7)
- czerwca (11)
- maja (10)
- kwietnia (33)
- marca (21)
- lutego (6)
- stycznia (11)
- grudnia (13)
- listopada (6)
- października (12)
- września (11)
- sierpnia (20)
- lipca (10)
- czerwca (1)
- maja (13)
- kwietnia (19)
- marca (17)
- lutego (17)
- stycznia (16)
- grudnia (11)
- listopada (2)
- października (1)
- września (8)
- lipca (1)
- czerwca (8)
- maja (9)
- kwietnia (14)
- marca (7)
- lutego (8)
- stycznia (14)
- grudnia (12)
- listopada (13)
- października (10)
- września (10)
- sierpnia (1)
- lipca (8)
- czerwca (4)
- maja (6)
- kwietnia (10)
- marca (17)
- lutego (4)
- stycznia (10)
- grudnia (12)
- listopada (8)
- października (17)
- września (28)
- sierpnia (6)
- lipca (5)
- czerwca (11)
- maja (15)
- kwietnia (59)
Obsługiwane przez usługę Blogger.
5 X skomentowano:
Aby widzieć szerzej niż horyzont trzeba wejść wyżej, horyzonty same się rozrosną :)
A tak poważnie, to przejmujący wiersz.
Elu, pozdrowienia...
Alina
Dzięki,Alinko :)
Elciu przepiękny wiersz, mądra, życiowa refleksja, z nadzieją na lepsze i tylko powiem: niech ma w swojej opiece:)
Niech ma, Basiu :)
Bez manowców nie ma prawdziwej drogi :) Piękny i mądry :)
Pozdrawiam serdecznie:)
Prześlij komentarz