wtorek, 28 stycznia 2014

Spowiedź

Obojętność była jej obca, tak samo jak powściągliwość, czy rezerwa. Ktoś powiedział kiedyś – egzaltowana, inny - złośnica, jeszcze inny – żywe sreberko. Każde z tych określeń korespondowało z silną emocjonalnością, która budowała osobowość z pozoru silną, z pozoru pełną życia. Z pozoru – bo emocje utrudniały, komplikowały nawet to, co (z pozoru?) proste. I to – proste – dusiły na amen – zaciskając w pętlę.. Obojętność zdawała się być oazą świętego spokoju, balsamicznej ciszy, braku bólu i wszelkich niepotrzebnych do życia „poczuć” – winy, krzywdy, rozczarowania... „Poczucia” były wredne i wpełzały tam, gdzie nie powinny. Rujnowały każdą próbę zbudowania łagodności na solidnych fundamentach. Pożerały każdą, nawet najbardziej nieśmiałą myśl o wybaczeniu.

Proboszcz podczas kolędy spoglądał ze zrozumieniem. Nawet wspólczuciem, gdy hardo rzuciła:
- Od tamtego czasu nie byłam u spowiedzi – nie umiem się przełamać, bo już pękłam. Rozgrzeszenia nie będzie i tak. Bo nie ma wybaczenia, bo nie potrafię.
- Wiem, rozumiem panią. I wiem, jak konfesjonał może krępować. Tu – w kalendarzu - jest mój numer telefonu. Zachęcam. Umówimy się. Wyspowiadam w kancelarii, jeśli tak pani woli.

Nie dopowiedziała tego, co już dawno temu wymyśliła, by się usprawiedliwić. Racjonalny argument wywiedziony z warunków spowiedzi. „Żal za grzechy, mocne postanowienie poprawy i zadośćuczynienie.” A przecież On nigdy nie żałował, więc nie widział potrzeby poprawy, a już tym bardziej zadośćczynienia! Jak więc Ona ma Mu wybaczyć? I dlaczego, skoro bez spełnienia tych warunków nawet Pan Bóg nie wybacza?! A Ona przecież taka nieświęta, taka laicka, taka...!

Już nie wiedziała jaka jest, kim miała być kiedyś, kim być mogła, gdyby nie to, że aby się zaimpregnować, zapragnęła zobojętnieć. Jedno było pewne – nie jest już sobą, a kim innym być nie potrafi. Może jeszcze nie potrafi, a może nigdy...

Usiadła do komputera, aby zebrać cały balast i rzucić go w twarz tego, który i tak wszystko wie, widzi i podobno ma moc. Do którego powinna się modlić. A ona pisze listy – zbuntowane, gniewne, egzaltowane, bo „poczucia”..., bo ta cholerna spowiedź, a właściwie jej brak. Bo ten spokój tak daleko powędrował w poszukiwaniu zbawiennej obojętności. I jeszcze wiara, że dopóki pisze te listy, wierzy w istnienie adresata. Wierzy, że zrozumie frazę, pełną dziwnej, dziwnej jak ona, logiki:
 „Na szczęście dałeś ludzi garść – nie pozwolili runąć w przepaść.
Może w tych ludziach byłeś Ty? Kiedyś wcieliłeś się w człowieka...!”

źródło obrazka:
http://religia.tv/news,3611-mobilny_konfesjonal.html

0 X skomentowano:

Obsługiwane przez usługę Blogger.