poniedziałek, 17 lutego 2014

Wiersz zaplątany zimą w letni deszcz

Gdy już na dobre zatrzesz ślady
spaceru Jednaczewską Groblą,
kiedy to deszcz nas letni całkiem
zaskoczył i solidnie omżył...

Kiedy wymażesz już z kretesem
drobną osóbkę, którą chciałeś
od tego deszczu móc osłonić -
jak parasolem - własnym ciałem...

Kiedy już pamięć moja zechce
łaskawie zatrzeć tamte ślady,
ławeczka tylko na Bulwarach
zapłonie w słońcu bez żenady,

że wszystko co się zdało piękne,
potem jak liść w brudnej kałuży,
który w scenerii tego deszczu
jak płochy młokos się zadurzył,

aby po czasie się utopić.
I przepaść. A gdy wyschnie woda,
pomyśleć smutno, że co piękne,
bywa złudzeniem. Tylko szkoda

tych wszystkich wierzeń w granie tęczy,
w jej niezniszczalność, w obietnice,
że takie siedmiokolorowe
może być liścia w deszczu życie.

Ławeczka kiedyś też pozbiera
kolejne strugi letnich deszczy.
Wtedy rozbiorą i wyrzucą
wspomnienia, których nikt już nie chce...

0 X skomentowano:

Obsługiwane przez usługę Blogger.