sobota, 3 września 2016

motto, które wpadło z powietrzem

usłyszałam, że już nie ma w życiu celu,
nic nie wyszło, zatem po co i dla kogo.
że bez sensu się kołatać zamiast przeżyć...
więc zjeżyłam się, zerkając nań złowrogo.

bo, do jasnej ciasnej, cel jest w tych stwierdzeniach -
a właściwie w znalezieniu antytezy.
(tu już szukam stosownego odwrócenia -
przecież motto w takich kwestiach mieć należy).

w międzyczasie poszłam upust dać zjeżeniu -
aż po filtr wentylowałam chwilkę sprzeciw.
bo na diabła się poddawać zrozpaczeniu,
ja tam wolę rzucić tekst, że jakoś leci

i że nie jest nigdy tak, żeby nie było.
i że radzę sobie nawet, gdy nie radzę.
a na brak miłości - potencjalna miłość -
no i zawsze mam to zdanie na uwadze:

nie obiecał nikt, że będzie prosto, łatwo.
jest jak musi lub jak sobie uwarzyłam -
 za plecami ciągnie się na smyczy zaszłość,
a ja zbieram w sobie (choćby wątłe) siły.

i na przekór, i do przodu, na złość fatum!
cel: nie poddam się, bo czemu, skoro jeszcze
czuję opór w sobie, pamięć woni fartu.
w nozdrza wpada życiodajny haust powietrza.

po tym hauście odnajduję wreszcie myśl,
którą toczę jak armatę (warto żyć!):
"A gdy serce twe przytłoczy 
myśl - nie warto, 
z łez ocieraj cudze oczy, 
chociaż twoich nie otarto"*
-----------------------------------------------------------

*M. Konopnicka

0 X skomentowano:

Obsługiwane przez usługę Blogger.