sobota, 30 czerwca 2012

Stres - jak z nim walczyć i jak go pokonać



Konia z rzędem temu, kto powie: Nigdy nie odczuwam stresu! „Stres” rozgościł się w naszym słowniku, a jego objawy – w życiu. Życie bowiem niezmiennie ustawia przed nami wysoko poprzeczkę, a tempo życia w dzisiejszym świecie wciąż przyspiesza.
Niedawno natrafiłam w Internecie na ciekawą publikację Agaty Ubik pt.: „Jak pokonać stres”. Już sam tytuł zapowiada element walki i sugeruje, że potyczka niekoniecznie łatwą będzie. Autorka artykułu przytacza definicję stresu wg Hansa Selye, który stwierdza, że stres jest nieswoistą reakcją organizmu na wszelkie stawiane mu wymagania. A konia z rzędem temu, komu nikt (albo nic) nie postawił nijakich wymagań. Wszędobylski stres żyje zatem i ma się dobrze! My zaś za jego sprawą - nieco gorzej... Reakcje fizjologiczne bowiem każą walczyć, bądź... uciekać – organizm staje w pełnej gotowości; puls przyspiesza, pocimy się, serce bije szybciej, oddech się spłyca, gardło zaciska, a mięśnie napinają. Długotrwały i silny stres utrudnia życie – wiedzie do lęków, depresji, owrzodzeń żołądka. Boli głowa, spada odporność, no i mamy problem, który nakręca błędne koło, bo świadomość problemu nasila nasz niechciany stres. Stajemy bezradni wobec jego obecności.
Odnieśmy tę sytuację do relacji międzyludzkich: co robimy, gdy przychodzi nam przebywać z kimś, kogo nie lubimy, kogo nie akceptujemy, nie chcemy..? Nie mamy możliwości powiedzieć mu: „Żegnaj na zawsze!” Szukamy sposobu, aby sytuację oswoić, opanować – każdy wedle własnych metod. Jedni przyjmą taktykę ignorowania, inni – pogodzenia i tolerancji, a jeszcze inni podejmą działania, by mimo wszystko pozbyć się intruza – będą usilnie próbowali wypchnąć go siłą za drzwi, a nabawią się jedynie bólu w ramionach.
Najrozsądniej byłoby przenieść walkę ze stresem na nieco inny grunt, który nazwę mianem: „odporność na stres”. I właśnie na ten grunt odważnie rzućmy rękawicę!
Autorka artykułu, który zainspirował moją notkę, zaleca walkę ze stresem na poziomie reakcji fizjologicznych, czyli relaksację oddechową. Paniom każe nauczyć się oddychać głęboko przeponą – zatem przestańmy wypinać naszą dumę, czyli pierś! Zacznijmy wykorzystywać do oddechu brzuch, choć zazwyczaj usiłujemy go wciągać! Nasza sylwetka jakoś to zniesie! Powolne głębokie wdechy i wydechy obniżą poziom stresu i odczujemy zbawienny luz. Jeśli w myślach dodamy do oddechu frazę: „Jestem spokojny / spokojna, opanowany / opanowana”, zauważymy jak rozluźniają się mięśnie, uspokaja bicie serca.... Trudne? Żmudne? Raczej nie!
Możemy też wpływać na nasze myśli. Wiedzą dziś wszyscy, że myśl ma szczególną zdolność do materializowania się, do urzeczywistniania. Stajemy się bowiem dokładnie tacy, jak myślimy. Przywołujemy stany, zdarzenia, które panoszą się w naszych myślach. Odrywajmy się więc od myślenia o tym, co wywołuje w nas stres, by nie nakręcić jego złowrogiej spirali. Wykreślmy z naszych dręczących rozważań słowa: nigdy, zawsze, muszę – ich kategoryczność narzuca nam wszak przymus, a narzucanie, to przecież znany nam z przytoczonej definicji wymóg. Nie uda się? Wróć! Gdy tak pomyślimy, istotnie znajdziemy się w martwym punkcie potyczki ze stresem!
Gdy niechciane myśli zwyczajnie się uprą, aby powracać, za radą autorki artykułu wyobraźcie sobie znak „STOP”, czyli mówiąc potocznie: przystopujcie! Może nie dojdzie wtedy do negatywnych emocji, które w stresie świetnie się czują i przejmują nad nami władzę. Szczególnie silną emocją w takim wypadku jest lęk. Nie lubię go, a Wy?
Na koniec, na pohybel stresowi, zacznijcie się śmiać! Nawet sztuczny śmiech sprawi, że będziecie czuli się lepiej – lepiej tylko dlatego, że się śmiejecie. No i urodzie wyjdzie śmiech na zdrowie – wolimy przecież mieć w okolicy oczu zmarszczki utrwalone śmiechem - kurze łapki, niż pionowe bruzdy na czole, które poinformują cały świat o naszym braku odporności na stres.
Aby zamknąć moje dywagacje na temat stresu, przytoczę jedną z moich ulubionych maksym: Śmiech jest jak sól, życie bez niego nie smakuje” — Karol Bunsch. A od siebie dodam, że nawet kawa traci bez niego swój aromat, zatem zazwyczaj doprawiam ją odrobiną tej dźwięcznej perlistej radości.


2 X skomentowano:

Anonimowy pisze...

Wspaniały wpis nie wiem czemu nie ma tutaj wgl komentarzy, super! :)

Ela Gruszfeld pisze...

Witam, anonimowy :) Blogerka mało aktywna, więc...:)

Obsługiwane przez usługę Blogger.