środa, 9 kwietnia 2014

Be-rety!!!

Zaprosił pan panią do klubu „Piekiełko”,
bo takie anielskie z niej ziółko.
No i że nad wyraz lubiła ciepełko,
beretem osłonił jej czółko.

W „Piekiełku”, nie powiem, diabelnie wesoło,
bo didżej dokłada do pieca.
Berety na głowach, więc pot płynie z czoła,
a tango w krąg iskry roznieca.

Ruszyli w beretach, z parkietu kurz bucha,
on w talii ją ściska - Spocona?
Więc może bez swetra, szaliczka, kożucha?
Ciepnęła więc łaszki na stronę.

Co potem się działo, nie powiem (dyskrecja),
choć licho nielicho mnie kusi!
Lecz rąbka uchylę – beretu fałdeczkę,
bo pani w berecie się dusi.

Pan nago wężykiem (na czort mu ten beret?!)
korowód prowadzi – wodzirej!
A diabli przynieśli anielską tam Felę,
 więc pan się zatrzymał na chwilę.


/I tu – pan coraz bliżej klamki...,
lecz go wzięła za przyramki...
On - niby patrzy, niby słucha...
I w piekle mnie dorwie, psia jucha!
Krzyknęła: a by cię diabli wzięli!
Marsz! Do domu! Do swej Feli!
Takie piekło ci zgotuję,
że „Piekiełka” pożałujesz!/


Nie czmychnął z „Piekiełka” przez dziurkę od klucza.
Ta karczma się „Rzym” nie nazywa.
Nie zdradzę dalszego wam tu scenariusza,
ni kto się w berecie ukrywał.


0 X skomentowano:

Obsługiwane przez usługę Blogger.