wtorek, 1 kwietnia 2014

Skype me! - 6

Heniutek wczoraj się odważył i zadzwonił do mnie na Skyp’a i mówi, że tą moją analizą karty dań na wymarzoną przez niego kolację, zabiłam mu ćwieka, więc czekał..., aż mu przejdzie. Ten stan, po zabiciu tego ćwieka... I gdy tak ćwierkał, to mnie się przypomniało, jak w Ciechocinku walczyłam w sanatorium z komarem!

Zatem słuchaj, bo było tak... Siedzimy z koleżaneczkami w naszym sanatoryjnym pokoju i właśnie omawiamy miniony „dancing taneczny”! I między opowieścią Zosi o Jarku i Tosi, a jej salwą śmiechu, zerknęłam na ścianę i co widzę? No co ja widzę?! No komara widzę na tej ścianie! Masz pojęcie?! Komar w samym środku listopada, na samym środeczku mojej ściany! Jak nic, krwiopijca zechce mnie wyssać nocą do ostatniej kropelki krwi! No więc po cichutku, aby go nie spłoszyć, chwyciłam za mój klapek marki ADIDAS i ... łup! W sam środeczek tego komara! I co?! No jak co?! Klapka nie mogę od ściany oderwać! I myślę sobie: no jak, taki komar taki silny!? Ciągnę z całej siły, aż wybroczyny mi wyszły za uszami i.... yes! Wyrwałam mu tego klapka. A on dalej na swoim stanowisku! No to zbliżyłam się do niego, włączając ZOOM optyczny, czyli odsuwając nieco moje szkiełka, jak lupę i co widzę?! No co ja widzę?! Ano ćwieka widzę – gwóźdź! Ktoś go w ścianę zabił, aby mi scenerię ożywić martwą naturą!

No i zaraz opowiedziałam o tym Heniutkowi, a on, że nie rozumie co ja w tym gwoździu widziałam i jak ja mogłam komara zobaczyć! No więc się wkurzyłam, bo jak tak można pytać ślepego, jak mu się widzi komar na ścianie!? I przez to wzburzenie poszłam sobie na dymka, nie doszedłszy do wątku nieomówionego śniadania i domniemanych ogarków, które po nim zapewne by zostały.

Pominę też opis moich koleżaneczek turlających się ze śmiechu po wykładzinie PCV, bo widok był nieprzyzwoity i nawet starszej pani nie wypada tak obscenicznych pozycji słowami opisywać, a właściwie, to tego się po prostu nie da opisać!

A teraz pędzę do Vision Express, bo promocję mają – dają tyle rabatu na oprawki, ile ma się lat! No to się ucieszą, gdy zobaczą w moim dowodziku magiczną liczbę - sto pięć!!!


4 X skomentowano:

Barbara Deckert pisze...

:)))))))))))))))) aleś szybka i nie powiesz mi, że historyjka w całości fikcyjna, bo coś mi się zdaje, że klapek maki Adidas jest już tylko w pamięci:))))
Tylko Heniutek biedny znów bez szans.
Świetne Elu i mam nadzieję, że jeszcze wygrzebiesz coś z pamięci:)))))))

Ela Gruszfeld pisze...

No, pamięć przedwojenna! Więc..... :)))))))))

zagubiona pisze...

Może by mu trza troche odpuścić :):):)):):)

Ela Gruszfeld pisze...

Zagubiona, Heniutkowi? Bo komar się gwoździem okazał :)))) Pozdrawiam Cie serdecznie z uśmiechem :)

Obsługiwane przez usługę Blogger.