środa, 10 września 2014

Wietrzność - nieudolna próba rozumienia

Minęła kolejną przecznicę, kolejnych przechodniów, przychodnię, aptekę, sklepy z krzyczącymi witrynami. Minął ją kolejny zatłoczony autobus, rowerzysta i stary Maluch. Oni też minęli, a może to ona ich minęła, wyminęła, ominęła.

Zostały stop-klatki, a w nich wrażenia. Klatki i klucze do zamków na piasku. Wiatr, na ogół w oczy, bo lubiła - prosto w twarz, bez unikania…. Najchętniej w słońcu, któremu deszcze niestraszne, a burze to żywioł po dziesiąty stopień zachwytu w skali… To błyski - aż po przebłysk świadomości - bezgranicznego mijania, klatek - pułapek, piaskowych wydm i wietrznych perspektyw w odwiecznych przemijaniach i omijaniach - przecznic, sklepów, aut i ludzi. Klatek, kluczy, rdzy - zostawia plamy nie do sprania; spojrzenia - nie do odparowania. I fabułę, która potrzebuje akcji. I tylko reakcja zastyga w progu do zatrzymanych wrażeń.

Na scenie tańczą marzenia. W tle. Pierwszy plan to ulica i przechodzone sceny. Autobus. Sklep. Maluch. Przecznica. 

Grzmi szyld kolorami haseł. Cichnie, blednie, szarzeje z każdym krokiem, wyminięciem, rdzą…

Błyski odbite w oczach marzeń na chwile otwierają zamki. Na chwile znajdują klucze. Po chwili budząc świadomość, że na widowni tylko fotele obejmują ramionami prawdy - aż po dziesiąty stopień w skali… Aż po ostatnią samotną kroplę zachwytu na najodleglejszym planie.


0 X skomentowano:

Obsługiwane przez usługę Blogger.