sobota, 25 października 2014

Aura (cz. 1)

Czerwiec 1986

Wyjrzała przez okno i zniecierpliwiona pomyślała: gusła, beznadziejne gusła! W rękach wszystko - własnych i drugiej połowy. Szkoda tylko, że fryzura będzie chłonęła wilgoć. A miała być wybitnie trwała i zachwycająca. Idiotyczny deszcz właśnie dzisiaj od samego rana! Potem trochę jasnych smug i nareszcie przed cywilnym słońce. I już nie odpłynęło. Dom weselny tonął w promieniach, kiedy dotarli tam po sesji u fotografa.

Włosy wciąż trzymały się nieźle. Ale kto zamknął wejściowe drzwi?! Było słychać przygrywanie kapeli. Na Młodych jakby nikt nie czekał...! Świadek zatrąbił klaksonem. Ktoś otworzył boczne wejście. Bocznymi drzwiami zakłopotani przekroczyli próg.

- Zaczekajcie, na chleb, na sól. Już, zaraz...!

Czekali na rytuał. Jest! Chleb, sól i dwa kieliszki przewiązane wstążeczkami. Teraz za siebie; trzeba w drobny mak na szczęście! Kieliszek Młodej okazał się odporny. Więc raz jeszcze! Potoczył się na salę - w okolice podestu dla zespołu, znikł z oczu. Szukało kilkanaście par rąk, tyle samo par oczu. Jest! Kolejny rzut. Po czwartym, z wściekłością gryzącą się z białą sukienką... o ścianę...! Yes!!! Nareszcie! Trzeba walczyć, ale warto! Pieprzony niezniszczalny kieliszek!

Nadal słońce i nagrzane ławki przed budynkiem. Goście na papierosku i ploteczkach. Ciągle słońce, aż do zmierzchu. Może nie takie głupie te przesądy?

Potem mecz. Ktoś włączył TV na sali, no bo był. I mistrzostwa były. Polska - Portugalia! Faceci ustawili krzesła, kobiety piły za stołami, co jakiś czas okrzyki i trochę nerwowo. Ale fryzura jak trzeba! I bez deszczu.

Wreszcie kapela od nowa gra. Kobiety znowu w piruetach trochę bardziej zakręconych po tym babskim rozpijaniu weselnej wódki. Faceci z humorem, bo jakżeby inaczej, gdy nasi górą!? I wypić było za co! I z przytupem!

Rankiem słońce. Dobry znak.
Włosy w lekkim nieładzie.
- Głupie gusła!
- Głupi kieliszek z plastycznej nietłukącej masy!
- Taka aura.

0 X skomentowano:

Obsługiwane przez usługę Blogger.