sobota, 25 października 2014

Aura (cz. 2)

Pieprzona aura! Świeciło słońce, choć wiosna na dobre nie mogła się rozkręcić.

Starannie ułożyła włosy, makijaż dopieściła rozświetlającymi kuleczkami. Ubrała się nienagannie - z tzw. klasą - elegancki modny żakiet harmonizował z białą koszulą i klasyczną spódniczką do pół-kolanka. Sportowy fason lakierek ciekawie zestawiał się z ich wyjściowym połyskiem.

Poszła sama. On pojechał autem. Do ołtarza szli uśmiechnięci - oboje. Pod salą rozpraw rzucił w jej kierunku wściekłe spojrzenie. "Tak wygląda nienawiść" - pomyślała i zrezygnowała z gestu podania ręki, który obojgu dałby choćby namiastkę poczucia, że dwadzieścia cztery lata nie poszły w błoto. Na sali proponował, by nie orzekać. Wiedziała, że nigdy, przenigdy nie przyzna się do winy.

Pieprzona aura! W takim dniu! Mówiła opanowanym tonem - zdarzenia, fakty, kolejne lata w migawkach. Brzmiały jak groteskowy świat - jej pieprzony świat - więcej niż połowa życia... Ich ślubni świadkowie już od dawna byli rozwiedzeni. Mieli to za sobą. Mogli budować swoje nowe życia. A życie ma się ponoć tylko jedno!

Życie! Jej polisa już nie istniała - dzięki niej mogła opłacić prawnika. To dodawało otuchy; świadomość, że ktoś ją reprezentuje. Wspiera i pomaga.

Opowiadała: "Mój mąż, małżonek..." Potem on opowiadał: "Ona, ta kobieta..! Ta pani! Była żona!" Jakby nie znał jej imienia, jakby była obca. Tonem i sformułowaniami lekceważył, gestami krzyczał, wymachiwał dłońmi pogardę. Zdumienie w oczach ławniczek.

Ona też była zdumiona: "Ta kobieta chce rozwodu dla pieniędzy!". Szlag...! Nigdy nie pomyślałaby, że usłyszy tak irracjonalny zarzut. Tylko jeden. "Do ubiegłego maja było dobrze" - brzmiała odpowiedź męża na pytanie sędziego. "Owszem, dobrze - jemu! - pomyślała gniewnie. - Szlag...!"

Jego prawnik próbował wytrącać ją z równowagi - strofował: "Proszę nie zwracać się do mnie! Proszę zwracać się do sądu!". Odpowiadając więc na jego pytania patrzyła w oczy ławniczek i sędziego. Stenotypistka zapisywała dokładnie jej słowa. Koleje małżeństwa w gorzkiej pigułce. Wzrok sędziego co chwila skupiał się na jej dłoniach - nie opanowała ich drżenia.

Ze sprawy wypadł jak burza - jego prawnik za nim, rzuciwszy jej z uśmiechem "do widzenia".

Zobaczą się już wkrótce. Na kolejnej dziwacznej sesji. Wyszła sama - tak jak przyszła. Czuła się lżejsza o całe kilogramy bólu wyrzucone z siebie w kierunku obcych ludzi. Czuła się lżejsza, choć zdawała sobie sprawę, że to ledwie pierwszy krok. Jeszcze długa droga - do siebie, do równowagi, do... Jej pamiętny kieliszek z plastycznej masy właśnie rozsypywał się w drobny mak. Będzie mogła pozmiatać jego żałosne szczątki i cieszyć się aurą, słońcem, majem. Będzie pachniał bosko...!


0 X skomentowano:

Obsługiwane przez usługę Blogger.