czwartek, 20 listopada 2014
No weź, Zośka!
O wiersze Zośka niechże mnie nie prosi -
zamierzam zebrać, schować do szuflady.
Skataloguję, ułożę na stosik,
zamknę na kluczyk jamby, amfibrachy...
Ale (do diaska!) szkoda mi troszeczkę
tej villanelli i tekstu piosenki…
Liryka, który nad ranem się zrodził,
fraszki na żywioł spisanej - od ręki.
I limeryków, które w nos się śmieją
z przywar, śmiesznostek, hucp i charakterów.
Urósł w szufladzie kopiec. Straszy bielą,
która bez rymów spoczęła na wierzchu.
Trzeszczy szuflada, prowadnice mdleją,
kartki się stroszą jak sierść na Azorze.
Zabrakło miejsca, mole już szaleją,
czując, że w szafie będą przy utworze
głodne i chude. Precz pójdą jesionki,
wełniane swetry, moherowe cuda.
Przecież w szufladzie metraż nadto skromny
i wszystkich wersów zmieścić się nie uda!
Zośka, weź wybacz, że swe cofnę słowo -
mole zadręczyć rzecz niehonorowa.
I ubraniowym bez żadnych skrupułów
tak dietę zmienić na menu tytułów.
No a poza tym jakoś mi się nie chce
przerzucać z dysku wierszy na karteczki.
Niech się rozmnożą i brykają w sieci -
kiedyś dojrzeją - zupełnie jak dzieci.
zamierzam zebrać, schować do szuflady.
Skataloguję, ułożę na stosik,
zamknę na kluczyk jamby, amfibrachy...
Ale (do diaska!) szkoda mi troszeczkę
tej villanelli i tekstu piosenki…
Liryka, który nad ranem się zrodził,
fraszki na żywioł spisanej - od ręki.
I limeryków, które w nos się śmieją
z przywar, śmiesznostek, hucp i charakterów.
Urósł w szufladzie kopiec. Straszy bielą,
która bez rymów spoczęła na wierzchu.
Trzeszczy szuflada, prowadnice mdleją,
kartki się stroszą jak sierść na Azorze.
Zabrakło miejsca, mole już szaleją,
czując, że w szafie będą przy utworze
głodne i chude. Precz pójdą jesionki,
wełniane swetry, moherowe cuda.
Przecież w szufladzie metraż nadto skromny
i wszystkich wersów zmieścić się nie uda!
Zośka, weź wybacz, że swe cofnę słowo -
mole zadręczyć rzecz niehonorowa.
I ubraniowym bez żadnych skrupułów
tak dietę zmienić na menu tytułów.
No a poza tym jakoś mi się nie chce
przerzucać z dysku wierszy na karteczki.
Niech się rozmnożą i brykają w sieci -
kiedyś dojrzeją - zupełnie jak dzieci.
kategoria:
satyrycznie z rymem
|
0
X skomentowano
piątek, 14 listopada 2014
martwa natura
wzburzona pościel jak obłoki,
tyliki łóżka tylko stałą.
a na obrzeżu porzucona
pończocha - samonośka - biała.
na prześcieradle gra półcieni,
w wezgłowiu stroszy się poduszka
dwa kapcie zabałaganiają
dywan dotknięty słońca smużką.
czerwona szpilka - elegancka -
obcasem w górę na komodzie.
na dalszym planie - w tafli lustra
odbity pasek, niczym złodziej
wije się, wstydzi przyłapany
na peniuarze jakiejś damy.
widz pierwszy okiem rzuca w pościel,
jakby chciał zedrzeć prześcieradło.
starsza kobieta krzyczy - nie patrz!
taki bałagan nie jest ładny!
esteta zmierzył w lot proporcje
obcasa i pończochy, kapci…,
dysonans bieli i czerwieni -
jako tandetnie taniej gracji.
samotny człowiek się zadumał
i powiódł wzrokiem po obrazie -
jakby chciał dostrzec akt kobiety
w martwej naturze. w każdym razie
zdradzę, że dzieło nie istnieje -
słowami wyobraźnię zwodzę .
dla widza blejtram i oleje.
co sam zmaluje? w to nie wchodzę.
tyliki łóżka tylko stałą.
a na obrzeżu porzucona
pończocha - samonośka - biała.
na prześcieradle gra półcieni,
w wezgłowiu stroszy się poduszka
dwa kapcie zabałaganiają
dywan dotknięty słońca smużką.
czerwona szpilka - elegancka -
obcasem w górę na komodzie.
na dalszym planie - w tafli lustra
odbity pasek, niczym złodziej
wije się, wstydzi przyłapany
na peniuarze jakiejś damy.
widz pierwszy okiem rzuca w pościel,
jakby chciał zedrzeć prześcieradło.
starsza kobieta krzyczy - nie patrz!
taki bałagan nie jest ładny!
esteta zmierzył w lot proporcje
obcasa i pończochy, kapci…,
dysonans bieli i czerwieni -
jako tandetnie taniej gracji.
samotny człowiek się zadumał
i powiódł wzrokiem po obrazie -
jakby chciał dostrzec akt kobiety
w martwej naturze. w każdym razie
zdradzę, że dzieło nie istnieje -
słowami wyobraźnię zwodzę .
dla widza blejtram i oleje.
co sam zmaluje? w to nie wchodzę.
kategoria:
z rymem
|
2
X skomentowano
środa, 12 listopada 2014
recepcja dekalogu barana w rymy ubrana
1.
wyjmij śpiew z ust moich i włóż między wersy -
a spośród współczesnych okrzyknę cię pierwszym.
2.
zerkaj przez mikroskop w tkanki - moje, flory… -
spróbuj. odrzuć “jaizm”. z “ja” spłodzisz potwory.
3.
pogódź formę z treścią - w tym tkwi awangarda,
by cię nie usiekła twoja własna garda.
4.
znajdź środek ciężkości dla skrzydeł i ciała;
dla myśli i nerwu - werk słowa zadziała.
5.
ceń autorytety, nie próbuj powielać,
bo staniesz się cieniem, jakich w tłumie wiele.
6.
niech cię skoryguje szeroka publika -
w elit ciasnym kręgu chcesz mieć czytelnika?
7.
rzuć do wody kamień - niech rysuje kręgi -
one są poezją, a nie kamień w ręku.
8.
czerp ze świata impuls i oddaj go światu,
bo odpowiedź rośnie z ziarna dylematu.
9.
w tobołek zapakuj własne doświadczenia -
sandały na nogi - perspektywy zmieniaj.
10.
stań mocno na gruncie - niziutko, przy ziemi -
z głową pod gwiazdami - tak stojąc, docenisz.
-----------------------------------------
a teraz poczytaj, co uparty baran
chciałby ci powiedzieć. troszkę się postaraj -
to nie znak zodiaku. dekalog - nie gusła.
wejdź w głowę po rozum - pisząc, włóż go w usta.
kategoria:
z rymem
|
0
X skomentowano
poniedziałek, 10 listopada 2014
"(...) wiele spraw, których nie rozumiem (...)"
mój patron wdarł się przez okno,
bo drzwi były szczelnie zamknięte
otrzepał płaszcz. stanął prosto -
z modlitwą. zostawił ją wszędzie.
jej słowa mi brzmią - niczym własne -
te, które zgubiłam po drodze.
na nowo przyswajam znaczenia
i myślę: niegodna’m, Mój Boże!
szaraczek, zwyczajny pył w świecie,
nie znaczę nic w kole ludzkości…!
toż podmuch leciutki mnie zmiecie,
przez chwilę tu ledwie zagoszczę,
by sfrunąć - rozpłynąć się w czasie…
więc wybacz, Mój Wielki Patronie,
że głowę małością zawracam
z nadzieją, że te słowa... dla mnie.
“Nie anulujesz historii mojego życia (...) pojednaj mnie z Sobą, z ludźmi, którzy mnie zranili i ze mną samym.” z modlitwy o wewnętrzne uzdrowienie
bo drzwi były szczelnie zamknięte
otrzepał płaszcz. stanął prosto -
z modlitwą. zostawił ją wszędzie.
jej słowa mi brzmią - niczym własne -
te, które zgubiłam po drodze.
na nowo przyswajam znaczenia
i myślę: niegodna’m, Mój Boże!
szaraczek, zwyczajny pył w świecie,
nie znaczę nic w kole ludzkości…!
toż podmuch leciutki mnie zmiecie,
przez chwilę tu ledwie zagoszczę,
by sfrunąć - rozpłynąć się w czasie…
więc wybacz, Mój Wielki Patronie,
że głowę małością zawracam
z nadzieją, że te słowa... dla mnie.
“Nie anulujesz historii mojego życia (...) pojednaj mnie z Sobą, z ludźmi, którzy mnie zranili i ze mną samym.” z modlitwy o wewnętrzne uzdrowienie
kategoria:
lirycznie z rymem
|
0
X skomentowano
czwartek, 6 listopada 2014
Bieluśkie półbuty
Z okna, które wybiega na tamto podwórze,
tamto zza murku, który dzielił kamienice,
podglądałam ukradkiem jak w niszy sąsiedztwa
snuło się, tamtych innych, podwórkowe życie.
Nie pamiętam imienia, które nosił chłopak
wynoszony na krześle. Śpiewał - pięknie śpiewał.
Rzadko go wystawiali z jego wielką głową -
chorą, a z takim cudnym głosem aż do Nieba.
Lepiej pamiętam Elkę - siostrę "wodogłowca".
Bożenę - trochę starszą, a na Elki stopach
po mnie odziedziczone bielutkie półbuty -
lakierki przechodzone, z których ja wyrosłam.
A potem ich nie było, gdy zmarła im matka
i nie wiem co się stało z chłopakiem i z Elką,
z Bożeną i z butami. Na kręconych schodach
słuchałam, czy nie śpiewa ten co z głową wielką
radosne nosił nuty.
Kiedy Elka niosła z dumą
bieluśkie półbuty.
tamto zza murku, który dzielił kamienice,
podglądałam ukradkiem jak w niszy sąsiedztwa
snuło się, tamtych innych, podwórkowe życie.
Nie pamiętam imienia, które nosił chłopak
wynoszony na krześle. Śpiewał - pięknie śpiewał.
Rzadko go wystawiali z jego wielką głową -
chorą, a z takim cudnym głosem aż do Nieba.
Lepiej pamiętam Elkę - siostrę "wodogłowca".
Bożenę - trochę starszą, a na Elki stopach
po mnie odziedziczone bielutkie półbuty -
lakierki przechodzone, z których ja wyrosłam.
A potem ich nie było, gdy zmarła im matka
i nie wiem co się stało z chłopakiem i z Elką,
z Bożeną i z butami. Na kręconych schodach
słuchałam, czy nie śpiewa ten co z głową wielką
radosne nosił nuty.
Kiedy Elka niosła z dumą
bieluśkie półbuty.
kategoria:
z rymem
|
0
X skomentowano
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Kategorie
- a tak plagiatuja!!!!!!!!! (1)
- absurdalia (13)
- aforyzmy (9)
- autorskie recytacje (4)
- bajkolandia - wiersze da dzieci (10)
- Cykl liryczny "Mój świecie" (7)
- Cykl monologów: Skype me! (17)
- cykl: Trudne kobiety (10)
- erekcjato (7)
- fraszki (8)
- limeryki (22)
- lirycznie z rymem (168)
- proza (32)
- Przeklad(y) (5)
- recenzje - słowa wstępne (2)
- satyrycznie z rymem (40)
- tautogram (5)
- teksty piosenek (41)
- villanella (5)
- w miniaturze (59)
- wiersze wolne i białe (213)
- z rymem (53)
Archiwum
- czerwca (1)
- września (3)
- lutego (2)
- kwietnia (1)
- marca (1)
- października (2)
- sierpnia (3)
- lipca (3)
- czerwca (5)
- maja (1)
- kwietnia (4)
- marca (1)
- lutego (2)
- stycznia (13)
- grudnia (8)
- listopada (12)
- października (14)
- września (18)
- sierpnia (14)
- lipca (2)
- czerwca (4)
- maja (2)
- kwietnia (3)
- marca (9)
- lutego (2)
- stycznia (3)
- grudnia (1)
- listopada (4)
- października (1)
- września (6)
- sierpnia (5)
- lipca (7)
- czerwca (11)
- maja (10)
- kwietnia (33)
- marca (21)
- lutego (6)
- stycznia (11)
- grudnia (13)
- listopada (6)
- października (12)
- września (11)
- sierpnia (20)
- lipca (10)
- czerwca (1)
- maja (13)
- kwietnia (19)
- marca (17)
- lutego (17)
- stycznia (16)
- grudnia (11)
- listopada (2)
- października (1)
- września (8)
- lipca (1)
- czerwca (8)
- maja (9)
- kwietnia (14)
- marca (7)
- lutego (8)
- stycznia (14)
- grudnia (12)
- listopada (13)
- października (10)
- września (10)
- sierpnia (1)
- lipca (8)
- czerwca (4)
- maja (6)
- kwietnia (10)
- marca (17)
- lutego (4)
- stycznia (10)
- grudnia (12)
- listopada (8)
- października (17)
- września (28)
- sierpnia (6)
- lipca (5)
- czerwca (11)
- maja (15)
- kwietnia (59)
Obsługiwane przez usługę Blogger.