sobota, 31 grudnia 2011

Spotkanie

Wskazówki zegara zbliżały się do układu godziny 12. Nadchodziła pora dawno umówionego spotkania. Ulice otuliły cienie domów, zarysowując magicznie wyolbrzymione, groteskowe kształty. Magia zdawała się przenikać każdy zakątek miasta, tajemnicze bramy, ślepe uliczki, parki i skwery... Cienie majaczyły wszechobecnym sekretnym klimatem zimowej nocy...

W świetle staroświeckiej latarni pojawiła się sylwetka eleganckiego starszego pana, ubranego w tweedową jesionkę, biały szal i stylowy filcowy kapelusz. W rytm jego kroków migotały błyski szykownych lakierek i srebrzystej gałki wysłużonej już nieco laski. Zatrzymał się nieopodal ławki i skuszony jej zachętą do odpoczynku, przysiadł, odchyliwszy połę płaszcza niemal teatralnym gestem. Wszystko wskazywało na to, że czeka - zerkał dyskretnie na zegarek z dewizką, a laską rysował niewidoczne esy - floresy na trotuarze.

Minęło kilka chwil i w jego kierunku począł zbliżać się cień młodego chłopaka. Cień poruszał się energicznie, zdradzając werwę i animusz charakterystyczny dla młodych entuzjastów. Jego krokom towarzyszyło łobuzerskie pogwizdywanie wesołej, skocznej melodyjki. Na sobie miał modną, ale nie szpanerską kurtkę, szalik bezpretensjonalnie łopotał na wietrze, a zawadiacko przechylona czapka ledwie utrzymywała się na czubku głowy, ukazując zmierzwioną czuprynę.

Mężczyzna wstał z ławki i z dystynkcją uchylił rondo kapelusza na powitanie. Chłopak rzucił bezceremonialne: "sie ma!" i chwycił za dłoń starszego pana, potrząsając nią energicznie.Po chwili przedstawił się:
- Nazywam się 2012 i jestem tu nowy. Byliśmy umówieni... Miał mi Pan wyjaśnić jak i co..., gdzie i kiedy... itp..., itd...
- Moja godność 2011. Witam serdecznie. Przejmiesz o północy moje obowiązki, młodzieńcze. Powierzam ci ważną, odpowiedzialną funkcję. Moja kadencja właśnie dobiega końca. Mam nadzieję, że ludzie ocenią mój trud i wkład pozytywnie...
Kolej na ciebie, następco. Nie zawal niczego, nie bagatelizuj. Bądź skrupulatny, sumienny i wytrwały. Przynieś ludziom masę radości, spełniaj ich życzenia (o ile będzie to możliwe). Czyń wszystko tak, by podsumowano cię życzliwie i ciepło.
Pamiętaj: Tak jak ja masz tylko jedną, jedyną kadencję!

W tym momencie zegar na ratuszowej wieży jął wybijać północ. Jego dźwięk był donośny, a ton szczególnie wesoły! Niemal natychmiast zawtórowały mu wystrzały petard - charakterystyczna palba napawająca nadzieją i dobrymi myślami. Zagłuszyła dalszy przebieg rozmowy. Na niebie pojawiły się migające, wielobarwne światła, przecięły ciemność, nadając miastu bajeczne barwy i ekspresję. W uliczkach i na rynku unosił się zapach dymu z odpalanych petard. Ludzie, którzy wylegli przed domy i na place, otwierali butelki szampana, gromko pokrzykiwali i wiwatowali! Niektórzy śpiewali głośno, a nawet tańczyli.

Nikt nie zauważył dystyngowanego staruszka, który z uśmiechem powędrował w głąb miejskiego parku i tam rozpłynął się pośród cieni drzew... A drzewa chyliły przed nim konary z szacunkiem i wielką estymą... Młody chłopak natomiast rzucił się w wir rozbawionego tłumu, by szaleć do białego rana..!
piątek, 30 grudnia 2011

blond myśli o człowieku, zasadach i obyczajach

1. Nie czyń niczego, co wstydem powróci.

2. Uwierz głęboko......., uprzednio dogłębnie sprawdziwszy.

3. Nie mów o sobie obcym zbyt wiele - nie staną się przez to bliskimi.

4. Ceń doświadczenia, lecz nie przeceniaj!

5. Lekkość w tańcu nie zdejmuje ciężaru z karku.

źródło obrazka: http://szaaaloneee.pinger.pl/m/8084574
czwartek, 29 grudnia 2011

Blond myśl pojedyncza dnia dzisiejszego zrodzona :)))

Ideałem kobiety dla przeciętnego mężczyzny jest istota niczym kwiat.... Piękna, ozdobna, pachnąca i .............. koniecznie jak kwiat pozbawiona organów mowy i ............... głowy....!


źródło obrazka: http://www.ulicafotograficzna.pl/foto/4815/

Hej Anieli!

1. Nad Betlejem noc granatem
Aksamitną ścieli szatę.
Chór Aniołów w gotowości
Nuci z cicha pieśń miłości.
A pod grafitową szatą
Dach stajenki niebogatej
Dziecku chyli się w pokłonie,
Łza radości w oku płonie.

Ref.: Hej, Anieli! Grajcie ciszej..!
Niech dziecina słodko śni.
Cały świat i tak usłyszy,
Że już przybył Boży Syn.

2. Ty Mateńko zatroskana
Kołysanki nuć do rana
Razem z tymi pasterzami
Co przybyli z bydlętami.
Oni padli na kolana,
Bo Dziecina ta kochana
Ma promyki w modrych oczkach
Aż się jasna staje nocka.


 http://www.eduskrypt.pl/index.php?book=3359

Betlejemska radość

1. Zadziwieni pastuszkowie,
Że jasności wkoło tyle … !
Zatrzymali się na chwilę,
Patrzą w niebo – gwiazda jasna
i świat zatopiony w blaskach …!

2. Utrudzeni Trzej Królowie
Długą drogą bez popasu,
By nie minąć pory, czasu …
Do stajenki przybywają
Dary Dziecku zostawiają.

Ref. Ludzie idą na Pasterkę,
Mróz siarczysty szczypie w oczy,
Ale każdy raźno kroczy!
Gloria, Gloria! – każdy śpiewa,
Gloria … i nadzieja świat ogrzewa!
Gloria, Gloria! – każdy śpiewa,
Gloria , Gloria i nadzieja świat ogrzewa!

3. A na sianku Narodzony
zapatrzony w oczy Matki,
sam z oczkami jak bławatki
już do światła się uśmiecha,
chociaż taka skromna strzecha.

4. I bydlątka wkoło różne
też kłaniają się Kruszynie
i noc tak cudownie płynie …,
bo Anieli głośno grają
- Narodziny ogłaszają.


 http://www.eduskrypt.pl/ebook-betlejemska_radosc_edu001-3458.html

Wyśpiewamy Ci Dziecinko

1. Nieśli Mu kadzidło, nieśli Mu i złoto,
Drogocenną mirrę nieśli poprzez świat.
Ubodzy pasterze dziwili się kto to,
Komu tak radośnie śpiewa nawet wiatr.

Ref. Wyśpiewamy Ci Dziecinko najcenniejszy serca dar.
Z dobrych myśli umościmy wygodne posłanie.
Luli, luli … Mały Jezu, będziesz tutaj błogo spał.
Luli, luli Dziecineczko … Nie umilknie granie.

2. Matuś choć zmęczona, Matuś Syna tuli,
Aby spał spokojnie i sny piękne miał.
Kołysankę nuci: Perełko ma, luli …,
A flecik anielski słodkie tony gra.

Ref. Wyśpiewamy Ci Dziecinko najcenniejszy serca dar.
Z dobrych myśli umościmy wygodne posłanie.
Luli, luli … Mały Jezu, będziesz tutaj błogo spał.
Luli, luli Dziecineczko … Nie umilknie granie.

Coda. Wyjdźmy na ulice, wyjdźmy cichą nocą,
Zaśpiewajmy w niebo, niechaj płynie pieśń…!
A gwiazdy jak wtedy nieboskłon ozłocą
I świetlistym darem oddadzą Mu cześć!
Oddadzą Mu cześć! Oddadzą Mu cześć!

1gł. Nieśli Mu kadzidło,
2gł. Oddadzą Mu cześć!

1gł. Nieśli Mu i złoto,
2gł. Oddadzą Mu cześć!

1gł. Drogocenną mirrę,
2gł. Oddadzą Mu cześć!

1gł. Nieśli poprzez świat.
2gł. Oddadzą Mu cześć!

1gł. Ubodzy pasterze
2gł. Ubodzy pasterze

1gł. Oddali mu cześć!
2gł. Oddali mu cześć!

 http://www.eduskrypt.pl/ebook-wyspiewamy_ci_dziecinko_edu001-3463.html

A tu wysłuchasz w wykonaniu zespołu Soli Deo:
http://www.youtube.com/watch?v=ISyjH0xLfco
wtorek, 27 grudnia 2011

Inaczej niż zazwyczaj

Jak zwykle po pracy wstąpił do zakładowego baru. Pani Zosia nie omieszkała przywitać go sympatycznym uśmiechem i wykrzyczeć z dumą, że "dzisiaj pierogi leniwe"!
- Pani Zosiu, z pani rącząt zjem wszystko z apetytem! Nawet te kluchy będą mi niebem w gębie!
Kobieta była grubo po pięćdziesiątce, a jej policzki oblały się rumieńcem nastolatki. Komplementy pana Janka zawsze sprawiały jej radość, chociaż wiedziała, że ten zawsze grzeczny i miły człowiek ma po prostu taki sposób bycia. Ale i tak było jej przyjemnie. Porcję leniwych okrasiła więc suto ciepłym uśmiechem i obfitą ilością stopionego masełka.
Pan Janek szarmancko podziękował, coś szepnął jeszcze o zielonych oczętach pani Zosi i po chwili taca z jego daniem wylądowała na tym, co zwykle stoliku - tym przy oknie. Jak zwykle objął lustrującym spojrzeniem widok za szybą. Od lat te same elewacje, coraz bardziej odarte z tynku i rachityczne drzewo z wronimi gniazdami. Pierogi pochłaniał mechanicznie, nie czując ich smaku.
Lubił tę codzienną rutynę i przewidywalność każdej mijającej godziny. Wszelkie nieprzewidziane sytuacje napawały go obawami i niechęcią. Jego poukładany światek był dla niego azylem, bezpieczną przystanią, której nie zamierzał burzyć, ani zakłócać nieoczekiwanymi zdarzeniami. Lubił starych znajomych, sprawdzone miejsca, znane uliczki. I lubił swoja pracę, którą po latach mógł wykonywać niczym automat.

Wszedł do klatki schodowej, zwyczajowo przekręcił kluczyk w drzwiczkach swojej skrzynki pocztowej, spodziewając się znaleźć w niej rachunek za telefon i ewentualnie plik kolorowych ulotek reklamowych, krzyczących chwytliwymi hasłami. Znalazł to, czego szukał, ale ze zdumieniem wyszperał też kremową kopertę. Zaadresowana była do niego damską dłonią, o czym świadczyła krągłość liter i fantazyjne zawijasy. Na odwrocie nie było danych nadawcy.

Siostra... Siostra była przykrym wspomnieniem, które odganiał zazwyczaj jak natrętną muchę. Niemiłe wspomnienie młodszej od niego o cztery lata Hanki. Zawsze twierdził, że to niemożliwe, by byli prawdziwym rodzeństwem. On -wiecznie poukładany, rozsądny, pryncypialny i skrupulatny. Ona - rozbrykana łobuziara, wpadająca zawsze i wszędzie w tarapaty. Zbuntowana, niepokorna dusza, która nie potrafiła wpasowywać się w świat spokojnych, normalnych ludzi. W szkole ciągłe problemy, wagary, kiepskie oceny. Podejrzane towarzystwo i ubiór wołający o pomstę do niebios!
I w końcu ta hańba! Te wstrętne narkotyki, włamanie i poniżający proces! Nigdy nie wybaczył jej tego piekącego wstydu, spuszczania oczu na widok sąsiadów, znajomych i wszystkich praworządnych obywateli. Nie! Nie zna jej już i znać nie chce! Nie chce jej więcej widzieć. Nie ma już siostry!
Nie pojawiła się nawet na pogrzebach rodziców, nigdy nie zadzwoniła, nie napisała... A znała przecież adres - nadal mieszkał w ich starym mieszkaniu.
Nie! Od dawna już nie ma absolutnie żadnej siostry!

Nigdy się nie ożenił. Była co prawda Małgorzata, ale Małgosia oczekiwała zmian. Chciała większego mieszkania, chciała kupić samochód, by bez przeszkód wyruszać w plener na weekendy, chciała nowoczesnych mebli... No i ciągle gadała, gadała, gadała... A Janek chciał spokoju, chciał żyć w znajomych czterech kątach, chciał ścierać kurze ze starych sprzętów, pamiętających jego dzieciństwo. Nie zdobył się na zburzenie
tego swojego oswojonego światka.
A Małgosia... Małgosia powiedziała na koniec coś dziwnego, czego nigdy nie zrozumiał...Coś o klatce, zamknięciu i skostnieniu...
Zostało jedynie zdjęcie Gosi w ramce, którą raz w tygodniu przecierał z kurzu - zazwyczaj w piątki.

Usiadł w swoim wysłużonym fotelu i jął obracać w dłoniach niepokojącą kremową kopertę. Niemal parzyła mu palce i wytrącała go z jednostajnego rytmu i równowagi. Sięgnął po stary nożyk do papieru, leżący od zawsze na stoliku obok. Precyzyjnymi ruchami otworzył kopertę.
List nie był długi. Zaledwie kilka zdań. Pod nimi podpis: "Twoja siostra Hania".

------------------------------------------

Zdumiona sekretarka sięgnęła po podanie pana Janka. Prosił o trzydniowy urlop.
- Przecież zawsze, przez te wszystkie lata trzeba było go dosłownie siłą ekspediować na należny raz w roku urlop! Zawsze zachowywał się jak pracoholik, nie potrafiący odpocząć od pracy! - pomyślała.
- Panie Janku! Czy coś się stało?!
Odchrząknął niepewnie i niewyraźnie wyrzucił z siebie potok słów, z którego wywnioskowała, że wzywa go jakaś pilna rodzinna sprawa. Ale mówić o tym nie chciał.
Szef również był zaskoczony. Bez zbędnych ceregieli podpisał podanie i zaakceptował urlop. Domyślał się, że rzecz idzie o coś niezwykle ważnego i nie cierpiącego zwłoki.

Stał na peronie jak skazaniec. Nawet nie czuł wiatru, który smagał niemiłosiernie. a jesionka nie chroniła dostatecznie w ten wietrzny grudniowy dzień. Janek nie mógł się opędzić od natłoku pytań tupiących wewnątrz jego czaszki:
- Czego tak naprawdę chce Hanka?! Skąd te jej rozpaczliwe prośby o spotkanie, o jego przyjazd?! W imię czego zakłóca jego cenny spokój?!
W co znowu się wpakowała?!
I wreszcie:
- Czego od niego oczekuje?!
Natrętne myśli przerwał szczekający głos z megafonu, informujący, że "Pociąg do Warszawy...."
Sprawdził, czy bilet jest na swoim miejscu - w bocznej kieszeni jesionki, czy neseser jest porządnie domknięty... Powolnym krokiem skierował się do drzwi wagonu. Zajął miejsce w przedziale dla niepalących i na szczęście do tego przedziału nie dosiadł się żaden pasażer. Mógł więc śmiało próbować pozbierać rozpędzone myśli.

Szpital znajdował się na obrzeżach miasta. Okazały budynek otaczały wysokie drzewa, tworzące imponujący park. Wzdłuż alejek ustawione były drewniane ławki. Latem musiało tu być pięknie. Ale Janek nie miał głowy do tego, by podziwiać uroki tego szczególnego miejsca.
Wszedł przez przeszklone drzwi. Zostawił w szatni jesionkę. Nałożył foliowe ochraniacze na buty i wolnym krokiem podszedł do windy. Ta powiozła go na czwarte piętro - wprost na wskazany w liście oddział.
Ponownie przez głowę przemknęły uparte pytania i niepokój... Niepokój o losy siostry. Miał nadzieję, że za chwilę uzyska wyczerpujące odpowiedzi.

- Zrozum, gdybym była zdrowa, o nic nie śmiałabym ciebie prosić. Wiem ile w życiu zaprzepaściłam , ile bezpowrotnie przekreśliłam. Nigdy niczego od ciebie nie oczekiwałam, nie niepokoiłam cię. Żyłam na własny rachunek, tak jak umiałam,...a właściwie to tak, jak nie umiałam...
Wiem, że masz swoje życie, swoje własne sprawy i te swoje cholerne zasady..! Ale uwierz mi: nie miałam do kogo zwrócić się o pomoc...
Przerwał nerwowo jej wywód, kończąc z przekąsem zaczęte przez nią zdanie:
-... więc przypomniałaś sobie, że masz brata! Brata, o którym zapomniałaś dawno temu..!? Teraz, kiedy ci bieda..! Kiedyś...tyle wstydu..! Nie dawałaś znaku życia! Rodzice odchodzili od zmysłów..!
- Janku! Posłuchaj, proszę, pozwól coś wyjaśnić, bo... nie mam wystarczająco dużo siły, by mówić długo...
Szczupła, blada dłoń sięgnęła do szafki stojącej przy łóżku. Wyjęła z szuflady kopertę i podała bratu.
- To moja córeczka - Janka - Janeczka. -  wskazała na niewielką kolorową fotografię.
- Ma pięć lat. W tej chwili jest w pogotowiu rodzinnym... na kartce zapisałam ci adres i telefon. Ona czeka na ciebie. Powiedziałam, że po nią przyjedziesz, że zaopiekujesz się nią, że spędzi u ciebie Święta, bo jesteś... dobrym człowiekiem.... Ona czeka, Janku...!

Janeczka w tramwaju nawet na chwilę nie przestawała szczebiotać:
- Wujku, kupimy te okrągłe ciasteczka, te z galaretką, dobrze? Takie bardzo lubię! A potem pojedziemy do ciebie i zrobimy herbatkę. Ja umiem robić herbatkę, bo jestem już duuuża! Będziemy grali w warcaby! Umiem, wujku, sama wiązać buciki! Zobaczysz - będzie fajnie! Mama mówiła, że lubisz bardzo grzeczne dzieci, a ja jestem baaardzo grzeczna! I będę ci malowała ładne obrazki, i będę bez płakania chodziła do przedszkola, i będę jadła te niesmaczne zupy z mlekiem! A potem mama, gdy już będzie zdrowa, przyjedzie do nas!
- Zobaczysz, będzie faaajnie!
Janek jak echo powtórzył:
- Będzie fajnie...

Wigilia w domu Janka była inna, niż wszystkie dotychczasowe. Właśnie nakrywał stół białym obrusem, a Janeczka ustawiała na nim talerze, komenderując z powagą i namaszczeniem:
- Jeden talerz dla Jaaanka....
- Jeden talerz dla Janeeeczki...
- Jeden talerz dla gościa, który może nie ma dooomku...
Zadzwonił telefon. W słuchawce Janek usłyszał znajomy, a dawno nie słyszany głos... Głos, którego się nie spodziewał, głos Małgosi:
- Dobry Wieczór, Jasiu! Chcę ci życzyć wspaniałych, zdrowych i pogodnych Świąt... Wczoraj odwiedziłam starą firmę i sekretarka przekazała mi zaskakujące nowiny! I jeszcze jedno: daj znać, jeśli będziesz potrzebował jakiejkolwiek pomocy...

-------------------------------------------------

Skierowała się w stronę swojej dawnej firmy, w której przepracowała sześć lat. Myślała o nadchodzących Świętach.
Lubiła przedświąteczny czas. Lubiła obserwować jak podekscytowani ludzie wyszukują w sklepach prezenty dla najbliższych.
Uwielbiała giełdę żywych choinek, której towarzyszył szczególny zapach żywicy i igliwia. Uśmiechała się na widok dzieci, które biegały pomiędzy drzewkami i z entuzjazmem wykrzykiwały:
- Ta, ta!!! Jest taka śliczna i duża! Kupmy ją!
Uwielbiała też patrzeć na wielką choinkę pięknie oświetloną deszczem lampek w centralnej części Starego Rynku.
Chłonęła w tym czasie wszechogarniającą atmosferę ekscytacji, entuzjazmu. Czuła przez skórę pulsowanie miasta.

Zastukała do drzwi sekretariatu. W odpowiedzi usłyszała zaproszenie pani Ewy - sekretarki. Jej miły aksamitny głos sprawił, że poczuła się tu swojsko - jak za dawnych czasów.
Nie miała złych wspomnień z tej właśnie pracy - była ogólnie lubiana i sama też darzyła ludzi sympatią.
- Pani Gosiu kochana! Wiedziałam, wiedziałam, że przed Świętami odwiedzi nas pani! Jak każdego roku! Już, już parzę kawę! Oczywiście rozpuszczalna z mleczkiem? Proszę opowiadać, co słychać...

Wigilia. Wczesne popołudnie. Małgosia była już przygotowana do Świąt. Mieszkanie lśniło czystością, niewielka choinka roztaczała przyjemną woń, a kolorowe ozdoby i światełka ożywiały salonik. Z radia płynęły tony kolędy. Nuciła cicho, ta jak zawsze kiedyś, kiedy była jeszcze małą dziewczynką. Jej ojciec zasiadał do pianina i akompaniował.
Pod wpływem tego ciepłego wspomnienia sięgnęła po rodzinny album. Z uśmiechem przyglądała się ukochanym twarzom, przypominała sobie różne sytuacje i scenki z życia. Tyle pięknych wspomnień!
Szkoda, że tegoroczną Wigilię spędzi sama. Siostra z mężem wyjechali na narty do Zakopanego, a ciotkę - staruszkę dzieci zabrały przed miesiącem do siebie - na stałe.
Rzuciła okiem na stół i na dwie przygotowane zastawy.Dzisiaj, jak nigdy, marzyła, by do drzwi zapukał jakiś zabłąkany gość, by miała z kim przełamać opłatek i beztrosko porozmawiać.
Ale niestety...nikt nie pukał...
Podeszła do telefonu, otworzyła notes i zaczęła dzwonić do znajomych, aby jak co roku złożyć im życzenia.Gdy doszła do nazwiska Janka, zadumała się nad tym, o czym opowiedziała jej pani Ewa. Wyobraziła sobie, jak bardzo wstrząsnęło nim spotkanie z siostrą. I siostrzenica pod jego opieką... A przecież zawsze tak bardzo bronił się przed zmianami, tak cenił stabilizację i spokój... Nawet ją - Małgosię usunął ze swego życia... Jak poradzi sobie z tym wszystkim?!
Zdecydowanymi ruchami wystukała jego numer telefonu.

Przez chwilę milczał zaskoczony głosem Małgosi. Zaproponowała mu pomoc... Rzeczywiście czuł potrzebę oparcia się na kimś, kto powiedziałby co powinien robić, jak zająć się kilkuletnim szkrabem! Przerażała go aktualna sytuacja! Nie umiał opiekować się małą dziewczynką, która w dodatku tak bardzo przypominała mu Hankę i wszelkie związane z nią kłopoty.
W końcu, mimo suchości w ustach, odezwał się:
- Małgosiu! Cieszę się, że zadzwoniłaś. Przyjemnie usłyszeć twój głos. Ode mnie również przyjmij najlepsze życzenia... Wiesz już co z Hanką... I wiesz, że jest u mnie Janeczka.
- Wiem, wiem... Domyślam się, że sytuacja nie jest dla ciebie łatwa. I że wymaga od ciebie radykalnych zmian, których nigdy nie lubiłeś...
- Jakoś sobie poradzę, Gosiu. Właśnie nakrywamy do stołu.A ty zapewne spędzisz Wigilię u swojej siostry?
- Nie. Tym razem spędzę ją sama. No, chyba, że pojawi się ktoś nieoczekiwanie, ale to mało prawdopodobna opcja!

Obie dłonie przyłożyła do rozgorączkowanych policzków - Janek zaprosił ją! Naprawdę zaprosił! Chce aby spędziła z nimi Wigilijny wieczór! Oj! Zmienił się Jasiek, zmienił..! Opadła z niego ta sztywność i skorupa, dzieląca go od świata! Że też trzeba było aż takiego wstrząsu, by się otworzył i uwolnił z tych swoich ramek!
Poprawiła i tak nieskazitelny makijaż i pobiegła do kuchni. Starannie zapakowała świąteczny makowiec. Potem jeszcze karpia w galarecie i kluski z makiem. Pamiętała, że w dzieciństwie kluski były jej ulubioną wigilijną potrawą. Może i Jance posmakują..?
Była już gotowa do wyjścia. Zadzwoniła po taksówkę.


poniedziałek, 26 grudnia 2011

Święte Dziecko

Na Pasterce między nutki
uśmiech Dziecka dziś zagląda.
Pośród Kolęd żywych tonów
zadumania ognik pląsa.

Ref.:
Dziecko Święte wszystkich tuli
nikt niegodnym nie jest dlań.
Biedny pasterz nuci "Luli...",
boso na fleciku gra.

Między Króle dano miejsce
tej niebodze prostej, małej.
A Pan Jezus w rączki klaszcze,
bo zna biedę doskonale.

Ref.:
Święte dziecko nie próżnuje
- śle uśmiechy w ludzki tłum.
I nie baczy na pozłoty,
z których tylko pusty szum.

Święte dziecko nie pogardzi
tym, co w życiu pogubiony.
Wnet do niego się uśmiechnie,
by się poczuł wywyższony.

Ref.:
Święte dziecko nie rozdziela,
dla pogardy krzyknie "nie"!
Niebo w gwiazdy poubiera
dla każdego, kto ich chce.

 źródło obrazka: http://d.wiadomosci24.pl
czwartek, 22 grudnia 2011

Bajka o Mikołaju i Mary Krismas

Nie tak całkiem dawno temu w nie tak bardzo odległej krainie żył sobie sympatyczny chłopiec o równie sympatycznym imieniu: Mikołaj. Imię pasowało do niego, niczym pestka do łupinki. Chłopak miał bowiem w sobie szczególnie pozytywne cechy, które wyróżniały go spośród tłumu popularnych egoistów, egocentryków i egotyków - typowych przedstawicieli jego pokolenia.

Pokolenie to stawiało sobie konformistyczne cele tudzież chroniło się przed następstwami zgubnego stresu i przed dyskomfortem, spowodowanym altruistyczną postawą. Jako że "egoizm", "egotyzm" i zwykłe "samolubstwo" obciążone były pejoratywnym znaczeniem w społecznej ocenie, pokolenie wymyśliło "asertywność", która znaczenie owo odwracała o sto osiemdziesiąt stopni. Tak powstała nowa językowa wartość o dodatnim ładunku jakościowym - społecznie akceptowalna.

Mikołaj wbrew ogólnemu trendowi trwał przy swojej staroświeckiej dobroci, otwartości na sprawy i potrzeby innych. Wciąż odczuwał przemożną chęć dawania z siebie wszystkiego, czego ktokolwiek od niego oczekiwał.
Dziwowali się ludzie straszliwie nie rozumiejąc skąd w Mikołaju takie pokłady unikalnej empatii. A nie mogąc tego zrozumieć tworzyli teorie i niekoniecznie obiektywne teoryjki, pozornie wyjaśniające zagadnienie.
Jedni nazywali go dziwakiem, ekscentrykiem, cudakiem nieprzystosowanym do wymogu czasów. Inni odmieńcem, wywrotowcem i frajerem, Jeszcze inni twierdzili, że dobroć i bezprzykładna filantropia to przejaw szczególnego manieryzmu, który miał wzbudzać sensację i wywoływać wielki szum wokół postaci naszego bohatera.



W ościennej krainie, podobnej pod względem trendów i mód do wyżej opisanej, mieszkała niebrzydka Mary Krismas. Była ustawicznie nieszczęśliwa, bo wciąż jej czegoś brakowało; a to czułości, a to znowuż dukatów na zakup wacików do demakijażu, a to uznania w oczach osób bliskich i dalekich... No i lustra gadającego, że jest najpiękniejsza! I chociaż o jej rękę starali się rozmaici młodzieńcy, to i tak nie mogła liczyć na wypełnienie braków, bo młodzieńcy wywodzili się z asertywnego pokolenia roszczeniowców i chcieli jej zabrać wszystko - nawet rzeczone braki.

W owym czasie Mikołaj pracował na stanowisku konsultanta do spraw sprzedaży w magazynie z akcesoriami do wystroju wnętrz. I jak zapewne już się bezbłędnie domyślacie, pewnego dnia doszło do spotkania Mary i Mikołaja.
Mary - klientka magazynu, zamówiła przypochlebnie gadające lustro, a Mikołaj zamówienie przyjął. Wiadomo: realizacja graniczyła z cudem!
Gdy nasza bohaterka po tygodniu weszła do magazynu, natychmiast dostrzegła w pięknych złoconych ramach swoje własne odbicie - odbicie satysfakcjonujące, bo wyidealizowane! (Zdradzę Wam w sekrecie, że sprytny Mikołaj zdobył fotografię Mary, wyretuszował za sprawą dobrego programu komputerowego do obróbki zdjęć i w najpiękniejsze ramy obsadził.)
Mary zachwycił jej idealny wizerunek, pozbawiony jakichkolwiek niedoborów i braków. Poprosiła więc o zapakowanie i dostarczenie do domu wraz z Mikołajem gratis!

Od chwili realizacji zamówienia nasi bohaterowie stali się nierozłączni; a połączył ich niezwłocznie związek małżeński zawarty w obecności licznych świadków zachwyconych młodą parą! Wkrótce przyszły na świat owoce ich miłości - bliźnięta: Mikołaj Junior i Mary Młodsza. Wszyscy żyli długo i szczęśliwie, a życie samo zapisało morał:

Aby pięknie się dogadać,
ktoś musi chcieć brać
i ktoś musi chcieć dawać!

(A ja dodam jeszcze, że pożyteczne w tej kwestii bywa lustro, które umie nieżle ponawijać..!)

wtorek, 13 grudnia 2011

magia świąt

miało jak zwykle grać kolędą.
barwić policzki podnieceniem.
pachnieć opłatkiem i pieczenią.
miało. powinno, bo przybędą

mędrcy, pasterze... wyszła szopka
- zginęły bombki choinkowe.
mąż krzyczy: skradłaś! dzwonić mogę
na komisariat! dzwonię! kropka!

zanim zadzwonił. syn pokazał
gdzie cacka z lekka przykurzone.
i oniemiałe łzy lampionów.
że zbędna tu z wizytą władza.

zamilkł na chwilę, potem chwycił
z dzieciństwa dziadka z brodą białą.
no bo sentyment... coś kazało
o tego pana puszczać wici.

a w żłobie leży dziecię bose
i się nadziwić nie jest w stanie,
bo przecież gwiazdka, zadumanie...
nawet zwierzęta ludzkim głosem...
poniedziałek, 5 grudnia 2011

włóczęga

nie muszę gęsto się tłumaczyć
z zebranych podczas mej włóczęgi
paciorków z pereł różnej miary
- świadków rozklejeń, łez udręki.

bez trudu zamknę szepty w muszlę.
zatopię truchła dawnych zdarzeń
w bursztynu przeźroczysty owal
i go nikomu nie pokażę.

szkatułę zamknę, klucz w pół złamię.
bez ceregieli do pawlacza
cisnę to nic nie warte cacko
i znów przemienię się w tułacza.

znowu przed siebie pójdę rankiem
odkrywać -ente cuda świata.
pozbieram całe kiście świtów,
bukiety z mgieł babiego lata.

z zimowych wichrów utkam ażur,
wplotę śnieżynki jak cyrkonie.
z wiosennej burzy schwycę światło
i nawet noce w nim utopię.

jesienna słota będzie grała
melancholijne dyskografie.
w dzwonne klimaty wniknę cała,
zaśpiewam.., chociaż nie potrafię.

i wiem, że ścieżka poprowadzi,
chociaż zabłądzę nie raz pewnie,
chociaż przeklinać będę czasem
w zwyczajnie ludzkim szewskim gniewie.

aż wreszcie dojdę do rozumu
i się odkrywczo puknę w czoło,
że tak naprawdę marsz jest ważny,
chociażby się kręciło w koło.

choćby zwodziło na manowce,
choćby wracało w punkt wyjściowy.
bo każdy etap tej włóczęgi
jest niczym taras widokowy,

z którego starczy spojrzeć dalej
lub nieco wyżej wzrok skierować,
głęboki oddech wciągnąć w płuca,
dać się przestrzeni oczarować.

chcieć widzieć szerzej niż horyzont
łagodną linią kreśli kraniec...
a nowe perły porozrzucać,
zamienić w chwile zapomniane.

dodam, że głupio może sądzę
że taka wiara iść pomoże.
do absolutu jednak wołam:
chciej mnie pilnować w drodze, Boże.

niedoczekanie erekcjato

http://www.kunsztownie.pl/dzielo/mieszana/595/oczekiwanie.html


zbyt długo na ciebie czekałam
zawsze, każdego roku
czas galopował jak ślimak
a wilgoć zlepiała rzęsy

nie umiałam maskować
jak bardzo mi zależy

maskuję teraz
to była dobra szkoła
pojęłam
że najlepiej zaspokajać marzenia
kradnąc w supersamie

zniszczyłeś dziecko we mnie
czarodzieju złudzeń












święty mikołaju
Obsługiwane przez usługę Blogger.