poniedziałek, 31 grudnia 2012
Spotkanie
Wskazówki zegara zbliżały się do układu godziny 12. Nadchodziła pora dawno umówionego spotkania. Ulice otuliły cienie domów, zarysowując magicznie wyolbrzymione, groteskowe kształty. Magia zdawała się przenikać każdy zakątek miasta, tajemnicze bramy, ślepe uliczki, parki i skwery... Cienie majaczyły wszechobecnym sekretnym klimatem zimowej nocy...
W świetle staroświeckiej latarni pojawiła się sylwetka eleganckiego starszego pana, ubranego w tweedową jesionkę, biały szal i stylowy filcowy kapelusz. W rytm jego kroków migotały błyski szykownych lakierek i srebrzystej gałki wysłużonej już nieco laski. Zatrzymał się nieopodal ławki i skuszony jej zachętą, przysiadł, odchyliwszy połę płaszcza niemal teatralnym gestem. Wszystko wskazywało na to, że czeka - zerkał dyskretnie na zegarek z dewizką, a laską rysował niewidoczne esy - floresy na trotuarze.
Minęło kilka chwil i w jego kierunku począł zbliżać się cień młodego chłopaka. Cień poruszał się energicznie, zdradzając werwę i animusz charakterystyczny dla młodych entuzjastów. Jego krokom towarzyszyło łobuzerskie pogwizdywanie wesołej, skocznej melodyjki. Na sobie miał modną, ale nie szpanerską kurtkę, szalik bezpretensjonalnie łopotał na wietrze, a zawadiacko przechylona czapka ledwie utrzymywała się na czubku głowy, ukazując zmierzwioną czuprynę.
Mężczyzna wstał z ławki i z dystynkcją uchylił rondo kapelusza na powitanie. Chłopak rzucił bezceremonialne: "sie ma!" i chwycił za dłoń starszego pana, potrząsając nią energicznie.Po chwili przedstawił się:
- Nazywam się 2013 i jestem tu nowy. Byliśmy umówieni... Miał mi Pan wyjaśnić jak i co..., gdzie i kiedy... itp..., itd...
- Moja godność 2012. Witam serdecznie. Przejmiesz o północy moje obowiązki, młodzieńcze. Powierzam ci ważną, odpowiedzialną funkcję. Moja kadencja właśnie dobiega końca. Mam nadzieję, że ludzie ocenią mój trud i wkład pozytywnie... Kolej na ciebie, następco. Nie zawal niczego, nie bagatelizuj. Bądź skrupulatny, sumienny i wytrwały. Przynieś ludziom masę radości, spełniaj ich życzenia (o ile będzie to możliwe). Czyń wszystko tak, by podsumowano cię życzliwie i ciepło. Pamiętaj: Tak jak ja masz tylko jedną, jedyną kadencję!
W tym momencie zegar na ratuszowej wieży jął wybijać północ. Jego dźwięk był donośny, a ton szczególnie wesoły! Niemal natychmiast zawtórowały mu wystrzały petard - charakterystyczna palba napawająca nadzieją i dobrymi myślami. Zagłuszyła dalszy przebieg rozmowy. Na niebie pojawiły się migające, wielobarwne światła, przecięły ciemność, nadając miastu bajeczne barwy i ekspresję. W uliczkach i na rynku unosił się zapach dymu z odpalanych petard. Ludzie, którzy wylegli przed domy i na place, otwierali butelki szampana, gromko pokrzykiwali i wiwatowali! Niektórzy śpiewali głośno, a nawet tańczyli.
Nikt nie zauważył dystyngowanego staruszka, który z uśmiechem powędrował w głąb miejskiego parku i tam rozpłynął się pośród cieni drzew... A drzewa chyliły przed nim konary z szacunkiem i wielką estymą... Młody chłopak natomiast rzucił się w wir rozbawionego tłumu, by szaleć do białego rana..!
W świetle staroświeckiej latarni pojawiła się sylwetka eleganckiego starszego pana, ubranego w tweedową jesionkę, biały szal i stylowy filcowy kapelusz. W rytm jego kroków migotały błyski szykownych lakierek i srebrzystej gałki wysłużonej już nieco laski. Zatrzymał się nieopodal ławki i skuszony jej zachętą, przysiadł, odchyliwszy połę płaszcza niemal teatralnym gestem. Wszystko wskazywało na to, że czeka - zerkał dyskretnie na zegarek z dewizką, a laską rysował niewidoczne esy - floresy na trotuarze.
Minęło kilka chwil i w jego kierunku począł zbliżać się cień młodego chłopaka. Cień poruszał się energicznie, zdradzając werwę i animusz charakterystyczny dla młodych entuzjastów. Jego krokom towarzyszyło łobuzerskie pogwizdywanie wesołej, skocznej melodyjki. Na sobie miał modną, ale nie szpanerską kurtkę, szalik bezpretensjonalnie łopotał na wietrze, a zawadiacko przechylona czapka ledwie utrzymywała się na czubku głowy, ukazując zmierzwioną czuprynę.
Mężczyzna wstał z ławki i z dystynkcją uchylił rondo kapelusza na powitanie. Chłopak rzucił bezceremonialne: "sie ma!" i chwycił za dłoń starszego pana, potrząsając nią energicznie.Po chwili przedstawił się:
- Nazywam się 2013 i jestem tu nowy. Byliśmy umówieni... Miał mi Pan wyjaśnić jak i co..., gdzie i kiedy... itp..., itd...
- Moja godność 2012. Witam serdecznie. Przejmiesz o północy moje obowiązki, młodzieńcze. Powierzam ci ważną, odpowiedzialną funkcję. Moja kadencja właśnie dobiega końca. Mam nadzieję, że ludzie ocenią mój trud i wkład pozytywnie... Kolej na ciebie, następco. Nie zawal niczego, nie bagatelizuj. Bądź skrupulatny, sumienny i wytrwały. Przynieś ludziom masę radości, spełniaj ich życzenia (o ile będzie to możliwe). Czyń wszystko tak, by podsumowano cię życzliwie i ciepło. Pamiętaj: Tak jak ja masz tylko jedną, jedyną kadencję!
W tym momencie zegar na ratuszowej wieży jął wybijać północ. Jego dźwięk był donośny, a ton szczególnie wesoły! Niemal natychmiast zawtórowały mu wystrzały petard - charakterystyczna palba napawająca nadzieją i dobrymi myślami. Zagłuszyła dalszy przebieg rozmowy. Na niebie pojawiły się migające, wielobarwne światła, przecięły ciemność, nadając miastu bajeczne barwy i ekspresję. W uliczkach i na rynku unosił się zapach dymu z odpalanych petard. Ludzie, którzy wylegli przed domy i na place, otwierali butelki szampana, gromko pokrzykiwali i wiwatowali! Niektórzy śpiewali głośno, a nawet tańczyli.
Nikt nie zauważył dystyngowanego staruszka, który z uśmiechem powędrował w głąb miejskiego parku i tam rozpłynął się pośród cieni drzew... A drzewa chyliły przed nim konary z szacunkiem i wielką estymą... Młody chłopak natomiast rzucił się w wir rozbawionego tłumu, by szaleć do białego rana..!
niedziela, 30 grudnia 2012
powroty i zdumienia
jak zwykle powracam do słowa
znaczenia wynurzają się z kształtu
a obrysy da się badać palcami
można oszukać ślinianki
na pokuszenie wodzić sensory
i wciąż się dziwić że kiedy wracam
do słowa od tętna kroków
nadal pulsują w skroniach
brzmią czyściej niż samogłoski
znaczenia wynurzają się z kształtu
a obrysy da się badać palcami
można oszukać ślinianki
na pokuszenie wodzić sensory
i wciąż się dziwić że kiedy wracam
do słowa od tętna kroków
nadal pulsują w skroniach
brzmią czyściej niż samogłoski
kategoria:
wiersze wolne i białe
|
0
X skomentowano
piątek, 28 grudnia 2012
angelologia
zaciągnęło chmurami
anioł zabłądził
a mnie zabrakło już głosu
bo ileż można pod wiatr
chucham na szybę
palcem przecieram szlak
a on mówi że
najciemniej pod aureolą
anioł zabłądził
a mnie zabrakło już głosu
bo ileż można pod wiatr
chucham na szybę
palcem przecieram szlak
a on mówi że
najciemniej pod aureolą
http://technologie.gazeta.pl/internet/1,104530,10868147,Na_Swieta___kosmiczny_aniol_od_NASA.html |
kategoria:
w miniaturze
|
0
X skomentowano
poniedziałek, 24 grudnia 2012
Boże Narodzenie
Adam Asnyk "Przyjście Mesjasza"
Lud czekający na swego Mesjasza
Nie zwróci oczu na dziecinę małą
I do biednego nie zajrzy poddasza;
Mniema, że zbawcę, którego czekało
Tyle pokoleń, ujrzy ziemia nasza
Od razu ziemską okrytego chwałą,
Jak na wojsk czele niewiernych rozprasza
— Mniema, że wszystko będzie przed nim drżało.
Że nawet głowy ugną się książęce,
Zdając mu władzę nad światem...
Więc jeśli usłyszy, że się narodził w stajence
I że mędrcowie dary mu przynieśli,
Pyta ze śmiechem: „Jak to? ten syn cieśli
Ma rządy świata ująć w swoje ręce?"
Lud czekający na swego Mesjasza
Nie zwróci oczu na dziecinę małą
I do biednego nie zajrzy poddasza;
Mniema, że zbawcę, którego czekało
Tyle pokoleń, ujrzy ziemia nasza
Od razu ziemską okrytego chwałą,
Jak na wojsk czele niewiernych rozprasza
— Mniema, że wszystko będzie przed nim drżało.
Że nawet głowy ugną się książęce,
Zdając mu władzę nad światem...
Więc jeśli usłyszy, że się narodził w stajence
I że mędrcowie dary mu przynieśli,
Pyta ze śmiechem: „Jak to? ten syn cieśli
Ma rządy świata ująć w swoje ręce?"
Geertgen Tot Sint Jans, olej na desce, 1484–1490 National Gallery, Londyn |
Życzę Wszystkim Odwiedzającym moją czytelnię
zdrowych, radosnych Świąt! Pogody ducha,
Nadziei, Wiary i Miłości..! - E. G.
piątek, 21 grudnia 2012
wiersz z wyciętą frazą
pamiętacie
kiedy w garściach trzymaliśmy tylko bezradność
nie pozwoliła ubrać choinki a mnie wyprowadziła
po gałązkę świerku aby zapach balsamem goił
niekompletne życzenia przy lnianym jak śnieg
pamiętam
gdy nagle z niedowierzaniem spojrzeliście w twarz
urwanego z choinki uczepionego na włosach
tamtej kobiety gdy układałam na talerzu opłatek
a on chciał właśnie dzielić ostrzem majątek
zanim
ostatni autobus do nowego życia tuż przed wieczerzą
rodziło się w nas smutne dziecko
[-----------------------------------------------------
-----------------------------------------------------]
jutro ustroję aż pod sufit abyście po brzegi
chwytali na kolejny rok wszystkie możliwe
niewypowiedziane - w prezencie damy sobie radę
na dziś i na jutra nie budząc wczorajszych
tymczasem
zamieniam się w tykanie zegara
w taniec kartek z kalendarza
a zima stroi za oknem nasz stary świerk
tak na wszelki wypadek
kiedy w garściach trzymaliśmy tylko bezradność
nie pozwoliła ubrać choinki a mnie wyprowadziła
po gałązkę świerku aby zapach balsamem goił
niekompletne życzenia przy lnianym jak śnieg
pamiętam
gdy nagle z niedowierzaniem spojrzeliście w twarz
urwanego z choinki uczepionego na włosach
tamtej kobiety gdy układałam na talerzu opłatek
a on chciał właśnie dzielić ostrzem majątek
zanim
ostatni autobus do nowego życia tuż przed wieczerzą
rodziło się w nas smutne dziecko
[-----------------------------------------------------
-----------------------------------------------------]
jutro ustroję aż pod sufit abyście po brzegi
chwytali na kolejny rok wszystkie możliwe
niewypowiedziane - w prezencie damy sobie radę
na dziś i na jutra nie budząc wczorajszych
tymczasem
zamieniam się w tykanie zegara
w taniec kartek z kalendarza
a zima stroi za oknem nasz stary świerk
tak na wszelki wypadek
kategoria:
wiersze wolne i białe
|
10
X skomentowano
środa, 19 grudnia 2012
cienie topoli
zatrzymują nie na krótką
z kalendarza ciśniętą na wiatr
pokotem w zaułkach tego miasta
obrysami obejmą echa kroków i ciszę
zatrzymaną w kadrze
***
dzisiaj w pędzie furkot na starówce
zegar na ratuszu podkręca wąsy
południa mieszają się z zamieszaniami
w pamięci topole na placu
obejmują ramionami fontannę
pod stopami kostka z akcentem
wystukanym obcasami
północ podpełza w podcienia z zawianym
błogosławionym do dzieci i do kobiety
na sygnale galopuje świeżo obudzona trwoga
po niej jak mak sypią po trotuarze pacierze
- od nagłej
***
od rana układają ręce na barkach w bramie
tynk opada na ślady - takie koleje
jak pociągi zatrzymane na fotografiach
tory kończą się w moim mieście
można zawracać różowymi zapomnieniami
w topolowe słoneczne zegary
wrażliwe na światło
odporne na wiatr
z kalendarza ciśniętą na wiatr
pokotem w zaułkach tego miasta
obrysami obejmą echa kroków i ciszę
zatrzymaną w kadrze
***
dzisiaj w pędzie furkot na starówce
zegar na ratuszu podkręca wąsy
południa mieszają się z zamieszaniami
w pamięci topole na placu
obejmują ramionami fontannę
pod stopami kostka z akcentem
wystukanym obcasami
północ podpełza w podcienia z zawianym
błogosławionym do dzieci i do kobiety
na sygnale galopuje świeżo obudzona trwoga
po niej jak mak sypią po trotuarze pacierze
- od nagłej
***
od rana układają ręce na barkach w bramie
tynk opada na ślady - takie koleje
jak pociągi zatrzymane na fotografiach
tory kończą się w moim mieście
można zawracać różowymi zapomnieniami
w topolowe słoneczne zegary
wrażliwe na światło
odporne na wiatr
kategoria:
wiersze wolne i białe
|
0
X skomentowano
piątek, 14 grudnia 2012
cienie wierzb
wiodą mnie dalej niż donikąd chociaż nikt
nie powie że to miejsce istnieje
prowadzą cienie przywiązane do korzeni
wierzb
***
kiedy przystaję szpaler wyświetla
portrety odciśnięte na mojej twarzy
babcia jak kiedyś głaszcze dziecko
wewnątrz mnie i deklamuje wiersze
tata uczy oceniania solidności obuwia
- w takich do ludzi niekoniecznie
z duchem czasu na obcasach wysokich
do nieba
ciotki sprzeczają się o niuanse
rodzinnych świąt i wypaplanych sekretów
a pan jerzy wtrąca z przekąsem że kobieta to
nie człowiek
chwytam rzucone prowokacje i podaję dalej
***
za kolejnym zakrętem chwieją się
zapomniane imiona i wyryte głosy
obcych przysposobionych do krwiobiegu
dudni - ela pamięta - ela moja wnuczka
i tak z oczu patrzy że nie odrywam
i jeszcze ona pytająca - czemu nie odwiedzasz
nie wie że wiem a nie wiem jak skłamać
- będzie dobrze
***
wiodą mnie dalej niż dokądkolwiek
aż po granice za którymi człowiek
nigdy się nie kończy a zmierzch
trzyma za ręce poranki między cieniami
pokulonych wierzb
nie powie że to miejsce istnieje
prowadzą cienie przywiązane do korzeni
wierzb
***
kiedy przystaję szpaler wyświetla
portrety odciśnięte na mojej twarzy
babcia jak kiedyś głaszcze dziecko
wewnątrz mnie i deklamuje wiersze
tata uczy oceniania solidności obuwia
- w takich do ludzi niekoniecznie
z duchem czasu na obcasach wysokich
do nieba
ciotki sprzeczają się o niuanse
rodzinnych świąt i wypaplanych sekretów
a pan jerzy wtrąca z przekąsem że kobieta to
nie człowiek
chwytam rzucone prowokacje i podaję dalej
***
za kolejnym zakrętem chwieją się
zapomniane imiona i wyryte głosy
obcych przysposobionych do krwiobiegu
dudni - ela pamięta - ela moja wnuczka
i tak z oczu patrzy że nie odrywam
i jeszcze ona pytająca - czemu nie odwiedzasz
nie wie że wiem a nie wiem jak skłamać
- będzie dobrze
***
wiodą mnie dalej niż dokądkolwiek
aż po granice za którymi człowiek
nigdy się nie kończy a zmierzch
trzyma za ręce poranki między cieniami
pokulonych wierzb
http://www.touchofart.eu/Dorota-Laz/dla100-WIERZBY/ |
kategoria:
wiersze wolne i białe
|
5
X skomentowano
czwartek, 13 grudnia 2012
prologi zacznijmy od końca
zamknięte tomy z zakładkami dotyków
wędrówkami na azymut zmysłów
szarzeją jak dni przestraszone intuicją
gaszone nieomylnością kobiecego
szóstego postrzegania
zamknięte klamrą krótkiego epilogu
wędrówkami na azymut zmysłów
szarzeją jak dni przestraszone intuicją
gaszone nieomylnością kobiecego
szóstego postrzegania
zamknięte klamrą krótkiego epilogu
http://www.artpower.pl/marta-kozinska/zamyslenie/o250/ |
kategoria:
wiersze wolne i białe
|
0
X skomentowano
środa, 12 grudnia 2012
bo nie grzechem gruchnąć śmiechem
marzenie mam lub mrzonkę cichą,
drzemiącą we mnie od dzieciństwa,
by zostać niezłym satyrykiem
i śmiać się, gdy wokoło świństwa,
draństwa, pozery i drapieżcy,
mody i sztampy, różne hucpy.
być satyrykiem moi mili!
ot! ma idea fix! ech, móc by
ładować z rana broń nabojem
zjadliwych kpinek, jęzor ostrzyć,
walnąć obuchem salwy śmiechu
i mieć w rękawie wice mocne!
prześmiewcą być i dręczycielem
smutnych notabli i bigotów,
turlać publikę po podłodze
pośród aplauzu i wiwatów.
na każdy zblazowany temat
roześmianego mieć dżokera.
zamiast smutnego tuza. w garści
śmiech mieć zabójczy, gdy afera.
walnąć w nią z grubej rury hecą,
która powali na kolana
tych co się proszą o satyrę:
satyra, kpa, zwykłego drania.
perełki zębów chcę podziwiać
na gębach rozśmieszanych gości
i móc nakazać się udławić
wyszydzonemu jego -ośćmi.
ech, satyrykiem być kąśliwym,
oklaski zbierać na stojąco,
potem się skłonić z miną błazna
- na poły mądrą, na wpół drwiącą...
i jeszcze jedno mieć w naturze:
przymrużać oko, kiedy z sali
ktoś wyceluje we mnie śmiechem
- bez ostrzeżenia mi przywali.
zacisnąć zęby, trzymać fason
chociaż zaboli lub zapiecze.
bo jeśli polec, to na serio
z całą powagą i z uśmiechem.
drzemiącą we mnie od dzieciństwa,
by zostać niezłym satyrykiem
i śmiać się, gdy wokoło świństwa,
draństwa, pozery i drapieżcy,
mody i sztampy, różne hucpy.
być satyrykiem moi mili!
ot! ma idea fix! ech, móc by
ładować z rana broń nabojem
zjadliwych kpinek, jęzor ostrzyć,
walnąć obuchem salwy śmiechu
i mieć w rękawie wice mocne!
prześmiewcą być i dręczycielem
smutnych notabli i bigotów,
turlać publikę po podłodze
pośród aplauzu i wiwatów.
na każdy zblazowany temat
roześmianego mieć dżokera.
zamiast smutnego tuza. w garści
śmiech mieć zabójczy, gdy afera.
walnąć w nią z grubej rury hecą,
która powali na kolana
tych co się proszą o satyrę:
satyra, kpa, zwykłego drania.
perełki zębów chcę podziwiać
na gębach rozśmieszanych gości
i móc nakazać się udławić
wyszydzonemu jego -ośćmi.
ech, satyrykiem być kąśliwym,
oklaski zbierać na stojąco,
potem się skłonić z miną błazna
- na poły mądrą, na wpół drwiącą...
i jeszcze jedno mieć w naturze:
przymrużać oko, kiedy z sali
ktoś wyceluje we mnie śmiechem
- bez ostrzeżenia mi przywali.
zacisnąć zęby, trzymać fason
chociaż zaboli lub zapiecze.
bo jeśli polec, to na serio
z całą powagą i z uśmiechem.
http://www.tapeta-blazen-maska-kobieta.na-telefon.org/ |
kategoria:
satyrycznie z rymem
|
2
X skomentowano
wtorek, 11 grudnia 2012
Bez zdziwienia
Dlaczego pan się dziwi, że fal nie sposób zatrzymać?
Pan nie przyjmuje, że wiry należy mijać.
Jak można nie uznawać, że z czasem pęka tama.
Życie ma określony klimat zależny niezmiennie od zmiennych
Nie da się głośno deklamować naszkicowanych liści.
Ważne, by na wydechu ogarniać wszystko i wszystkich.
Pan nie przyjmuje, że wiry należy mijać.
Jak można nie uznawać, że z czasem pęka tama.
Życie ma określony klimat zależny niezmiennie od zmiennych
Nie da się głośno deklamować naszkicowanych liści.
Ważne, by na wydechu ogarniać wszystko i wszystkich.
kategoria:
wiersze wolne i białe
|
0
X skomentowano
czwartek, 6 grudnia 2012
Polityka i Biznes – rozsądny mariaż, czy może mezalians?
Chciałoby się wierzyć, że we współczesnym świecie pojęcie: „mezalians” jest skostniałym reliktem przeszłości, wypartym przez otwartość poglądów, tolerancję i zrozumienie, czyli przez umysł wyzwolony ze stereotypów i aksjomatów.
Ale (jak zwykle) po mojej głowie przechadza się pewne uparte „ale”... Blond fryzura burzy się na równi z myślami domagającymi się ładu i uporządkowania. Tytułowa para bowiem rodzi we mnie sprzeczne odczucia, budzi niepokój i zakłopotanie.
Ekonomia wszak nie jest typem samotnicy - funkcjonuje w otoczeniu zjawisk, które determinują jej styl życia, wygląd i wewnętrzną strukturę; implikują rozwój bądź stagnację, a nawet regres... Rzutują na wzajemne relacje, na misterne łańcuszki powiązań. Biznes – kompan Ekonomii, chcąc – nie chcąc, też nie jest singlem – niezależnym i niezawisłym. W dodatku wykazuje szczególną podatność na kuszące zaloty Pani Polityki, na seksapeal tej niezrównanej uwodzicielki.
Oczyma wyobraźni widzę właśnie oburzenie w szeregach zwolenników tzw. małżeństwa z rozsądku, zawartego przez Politykę i Biznes. Słyszę jak przekonują, że Polityka uwije Biznesowi komfortowe gniazdko, pełne przemyślnych labiryntów praw i przepisów, torując mu drogę do upragnionego celu. I że inaczej po prostu się nie da! Biznes w zamian podniesie rangę i prestiż swojej połowicy.
Za moment kto inny doda, że przecież Biznes jest dzieckiem liberalnej myśli, dzieckiem, które nie cierpi przedzierania się przez ciasnotę zawiłych korytarzy; że woli ono samodzielnie poruszać się po wolnych przestrzeniach, w pojedynkę znajdując najlepszą drogę do wytyczonego punktu.
Stawiam zatem pytanie: Kto ma w tej kwestii rację? Może obserwator z dystansu, twierdzący, że małżeństwo, tak w ogóle, jest przeżytkiem? Że nie ma to jak wolny związek, bez daleko idących zobowiązań i przysiąg o wierności aż po grób..?!
Mógłby ktoś jeszcze dodać, że nie ma par idealnie dobranych! Niby racja, ale... dobrze byłoby, gdyby para w całości nie poszła w przysłowiowy gwizdek, czego i Polityce, i Biznesowi na nową drogę z serca życzę!
Ale (jak zwykle) po mojej głowie przechadza się pewne uparte „ale”... Blond fryzura burzy się na równi z myślami domagającymi się ładu i uporządkowania. Tytułowa para bowiem rodzi we mnie sprzeczne odczucia, budzi niepokój i zakłopotanie.
Ekonomia wszak nie jest typem samotnicy - funkcjonuje w otoczeniu zjawisk, które determinują jej styl życia, wygląd i wewnętrzną strukturę; implikują rozwój bądź stagnację, a nawet regres... Rzutują na wzajemne relacje, na misterne łańcuszki powiązań. Biznes – kompan Ekonomii, chcąc – nie chcąc, też nie jest singlem – niezależnym i niezawisłym. W dodatku wykazuje szczególną podatność na kuszące zaloty Pani Polityki, na seksapeal tej niezrównanej uwodzicielki.
Oczyma wyobraźni widzę właśnie oburzenie w szeregach zwolenników tzw. małżeństwa z rozsądku, zawartego przez Politykę i Biznes. Słyszę jak przekonują, że Polityka uwije Biznesowi komfortowe gniazdko, pełne przemyślnych labiryntów praw i przepisów, torując mu drogę do upragnionego celu. I że inaczej po prostu się nie da! Biznes w zamian podniesie rangę i prestiż swojej połowicy.
Za moment kto inny doda, że przecież Biznes jest dzieckiem liberalnej myśli, dzieckiem, które nie cierpi przedzierania się przez ciasnotę zawiłych korytarzy; że woli ono samodzielnie poruszać się po wolnych przestrzeniach, w pojedynkę znajdując najlepszą drogę do wytyczonego punktu.
Stawiam zatem pytanie: Kto ma w tej kwestii rację? Może obserwator z dystansu, twierdzący, że małżeństwo, tak w ogóle, jest przeżytkiem? Że nie ma to jak wolny związek, bez daleko idących zobowiązań i przysiąg o wierności aż po grób..?!
Mógłby ktoś jeszcze dodać, że nie ma par idealnie dobranych! Niby racja, ale... dobrze byłoby, gdyby para w całości nie poszła w przysłowiowy gwizdek, czego i Polityce, i Biznesowi na nową drogę z serca życzę!
źródło obrazka: http://www.strefabiznesu.gp24.pl |
kategoria:
proza
|
0
X skomentowano
niedziela, 2 grudnia 2012
bzdety zdeklarowane
nie cierpię żuć syntetycznej karmy
uwielbiam kiedy szaleją ślinianki
zachwycone zapachem
nie lubię dookreślonej stosowności
wolę gdy spódnica
frywolnie łaskocze nogi
wzdragam się przed konwenansem
większościowosłusznym
buzia w ciup i ręce wzdłuż ciała
macham paluchem w bucie
pobiegnę wężykiem
jak upojony szarak
chcę wyprawiać akrobatyczne łamańce
z nonszalancją niepokornego małolata
uwielbiam kiedy szaleją ślinianki
zachwycone zapachem
nie lubię dookreślonej stosowności
wolę gdy spódnica
frywolnie łaskocze nogi
wzdragam się przed konwenansem
większościowosłusznym
buzia w ciup i ręce wzdłuż ciała
macham paluchem w bucie
pobiegnę wężykiem
jak upojony szarak
chcę wyprawiać akrobatyczne łamańce
z nonszalancją niepokornego małolata
źródło obrazka: http://www.ototrend.pl/moda/wsklepy/bizuu-na-wiosnelato-2011 |
kategoria:
wiersze wolne i białe
|
0
X skomentowano
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Kategorie
- a tak plagiatuja!!!!!!!!! (1)
- absurdalia (13)
- aforyzmy (9)
- autorskie recytacje (4)
- bajkolandia - wiersze da dzieci (10)
- Cykl liryczny "Mój świecie" (7)
- Cykl monologów: Skype me! (17)
- cykl: Trudne kobiety (10)
- erekcjato (7)
- fraszki (8)
- limeryki (22)
- lirycznie z rymem (168)
- proza (32)
- Przeklad(y) (5)
- recenzje - słowa wstępne (2)
- satyrycznie z rymem (40)
- tautogram (5)
- teksty piosenek (41)
- villanella (5)
- w miniaturze (59)
- wiersze wolne i białe (213)
- z rymem (53)
Archiwum
- czerwca (1)
- września (3)
- lutego (2)
- kwietnia (1)
- marca (1)
- października (2)
- sierpnia (3)
- lipca (3)
- czerwca (5)
- maja (1)
- kwietnia (4)
- marca (1)
- lutego (2)
- stycznia (13)
- grudnia (8)
- listopada (12)
- października (14)
- września (18)
- sierpnia (14)
- lipca (2)
- czerwca (4)
- maja (2)
- kwietnia (3)
- marca (9)
- lutego (2)
- stycznia (3)
- grudnia (1)
- listopada (4)
- października (1)
- września (6)
- sierpnia (5)
- lipca (7)
- czerwca (11)
- maja (10)
- kwietnia (33)
- marca (21)
- lutego (6)
- stycznia (11)
- grudnia (13)
- listopada (6)
- października (12)
- września (11)
- sierpnia (20)
- lipca (10)
- czerwca (1)
- maja (13)
- kwietnia (19)
- marca (17)
- lutego (17)
- stycznia (16)
- grudnia (11)
- listopada (2)
- października (1)
- września (8)
- lipca (1)
- czerwca (8)
- maja (9)
- kwietnia (14)
- marca (7)
- lutego (8)
- stycznia (14)
- grudnia (12)
- listopada (13)
- października (10)
- września (10)
- sierpnia (1)
- lipca (8)
- czerwca (4)
- maja (6)
- kwietnia (10)
- marca (17)
- lutego (4)
- stycznia (10)
- grudnia (12)
- listopada (8)
- października (17)
- września (28)
- sierpnia (6)
- lipca (5)
- czerwca (11)
- maja (15)
- kwietnia (59)
Obsługiwane przez usługę Blogger.