poniedziałek, 31 marca 2014

Skype me! - 4

- Heniutek! – mówię. – Opuszczam cię na chwilę, bo na dymka muszę od PC’eta odejść, by wyrównać poziom substancji smolistych.
A on do mnie: - Jak możesz?! Stara, a jara!?
Che, che, gdyby on wiedział, że się odmłodziłam i metrykę żony mojego prawnuczka w torebce noszę...! Ale wcale się nie jaram, by mu się do tego przyznać, bo bym na sumieniu miała smarkacza, gdyby przed osiemdziesiątką zszedł ze zdziwienia. W dodatku przy otwartym lapku z tapetą, na której ta fotka żony prawnuczka w mini. Bo z niego to taki minimalista na maksa!

Wróciłam do kompa, jak dwa wypaliłam i się go pytam, czy nadal sobie w głowę zachodzi, bo ja już napalona. A on, że też..., bo to mini mu świat przesłania, więc nie widzi innego wyjścia, niż wyjście na randkę. Ze mną... jakaś kolacja przy świecach... ze śniadaniem, bo takiej jak ja to on ze świecą przez całe życie szukał... I że znalazł nareszcie swoje szczęście w nieszczęściu.

I co ja mu miałam odpowiedzieć, aby prawdy nie powiedzieć? No to mu rzekłam, że randka to najlepsza taka w ciemno, więc na świece się nie piszę. A zresztą, skoro świat mu mini przesłania, to po cholerkę mu ta świeca, a nawet kilka, skoro i tak widoków nie będzie. No to on, że perspektywy dla nas widzi, bo tak coś mu się widzi.
- No dobra! – mówię. – To powiedz mi, złociutki, co mi chcesz na tę kolację zaserwować? A on, że pełen romantyzm...! Więc ja, że taka dieta, to puste kalorie, że ją przerabiałam i że taki jadłospis nie dla mnie. Zwłaszcza, że na śniadanie zechce mnie zapewne uraczyć kartą dań, na której będzie tylko kawa, herbata, numerek i płaszcz. Zamilkł, bo pewnie poszedł po koncept do głowy i nie wrócił, bo z pustymi rękoma to jakoś nie honor.

A mnie się w międzyczasie przypomniało, jak taki jeden gość w Białymstoku w barze, zaczepił mnie, kiedy hot-dog’a jadłam. I mówi: Chciałem panią poderwać, no bo patrzę - taka pani filigranowa... Pomyślałem, mało je - ekonomiczna! Na żonę się nada! A pani ... z takim apetytem...!



niedziela, 30 marca 2014

Za szafą straszy

Niech ten, kto chce, się wkurza,
że mam pewnego bzika -
 lubię się w słowach nurzać.
Kręci mnie semantyka.

Frazeologia nęci,
a słowotwórstwo kusi.
Bez bzika nie ma życia.
Bez bzika ja się duszę.

Na imię ma bzik "Grafo".
To popularne imię.
Schowałam go za szafą.
Zabraknie tlenu - wyjmę.

Gdy oklepanej "duszy"
dolegać będzie duszność,
jak zwykle się zanurzę
w swą grafo pseudotwórczość.

Studium błędnego koła

Czy trzeba było tak się szarpać?
W nieodwracalność rzucać słowa?
Aby bolały ciskających
od nowa, od nowa, od nowa...

Przecież niełatwo te najcięższe
i niełamliwe gatunkowo
odpierać. Zatem atakować:
słowo za słowo, złe słowo...

Czy przeszłość i wspomnienia dobre
złożyć na tarczy należało?
Potem przysypać kamieniami,
by nie powstały. Nie wstały...

Żyć z nimi trudno, bez nich trudniej
i błędne koło wciąż się kręci.
Wiatr tylko szydzi nad polami,
że głupcy - zawzięcie zawzięci...

środa, 26 marca 2014

Wyjście

Nie znoszę kiedy ktoś odchodzi
mając na względzie jakieś hucpy.
I psuje bilans mi w przyrodzie,
bo coś w niej ginie. Więc załóżmy,
że nagle wszyscy odejdziemy,
znajdując w odchodzeniu wyjście.
W drzwiach krewko zasalutujemy...
A co za drzwiami? No pomyślcie.

Po głowie chodzi myśl żółtodziób,
że trudniej zostać, niźli odejść.

Więc ja się, kurka(!), oflaguję!
Okopię, zabezpieczę tyły.
Okupacyjny strajk ogłoszę,
aby mnie nic nie wykurzyło.
I choćby sama, a zostanę!
Choć wszyscy pójdą w cztery strony,
włożę zdumienie między wersy,
że świat był kiedyś zaludniony.

Po głowie przemknie myśl żółtodziób,
że trudniej zostać, niźli odejść.


wtorek, 25 marca 2014

Niechciana

Znalazłam maleńką myśl.
Nagą, zmarzniętą - pod płotem.
Podrzutek zrodzony dziś.
Nieznani - matka i ojciec.

Kwiliła z żalem jak ptak -
niechciana, bezpańska bezradna...
Ominąć miałam ją? Jak?
Wszak szkoda to dla mnie jest żadna!

Jakoś wychowa się
pod dachem wśród innych. Tak mała!
Nie musi więc dużo jeść!
I tak ciągle stoję przy garach.

I dla niej wystarczy też.
I może wyrośnie, utyje...
Bo skoro już przyszła na świat,
niech godnie na świecie tym żyje.

Podniosłam ostrożnie. Ach!
Tak lekka jak piórko, nieboga.
Cichutka, jakby siał mak,
więc szybko ubrałam ją w słowa.

Za wielkie na razie – to nic.
Dorośnie i będą jak ulał.
I wiecie ta mała w mig
zmienia się w niezlą gadułę.

Na starość mi powie tak:
Nie ta matką, która nie chciała,
lecz ta, która kiedyś mnie -
niechcianą - adoptowała.

niedziela, 23 marca 2014

Skype me - 3

Skajpiłam sobie wczoraj spokojnie z Heniutkiem (tym, co to mi emotki co pięć sekund przesyła, bo lubi się wyrażać obrazowo), a tu kolejny telefon z jakiegoś nieznanego numeru, przerywa mi kontemplowanie dwieście piątego e-buziaka. No to napisałam Heniutkowi, że zaraz wracam, jeśli nie zapomnę. I że może nawet też coś mu zmaluję. Jakiś ładny emot z serduszkiem, albo misiaka, bo buziaki to już mi się w ramach nie mieszczą.

Odbieram, a tu jakiś facet mnie się pyta z kim rozmawia! No to ja się go pytam do kogo dzwoni! A on, że nie wie. No to go uprzejmie proszę, aby się łaskawie przedstawił, bo na próbę wystawia moją cierpliwość. Wydukał, że się Janek nazywa i do mnie dzwoni, bo to jego numer. No to wykrzyknęłam, że niezły numer! No bo mój numer wykręcił , a mówi, że jego. No i pytam się go, czy sądzi, że ja swój pomyliłam. No i w końcu dodał, że to jego stary numer i koledzy mu mówią, że dzwonią i się go pytają kto mówi, a mówi jakaś baba. No to zadzwonił na ten swój stary numer... I mnie pyta gdzie ja mieszkam. No więc co?! No co ja miałam mu powiedzieć?! No to go tylko zapytałam, czy uważa, że swój stary adres też się u mnie znajduje?! I czy nadal aktualny?! I czy przypadkiem ci jego koledzy do mnie na wódkę się nie wybierają?! No to na wszelki wypadek powiedziałam, że nie piję, a numer mam swój, a mój adres na Wiejskiej 4 w Warszawie! No niech przyjadą w gości, to dopiero będzie numer!!!

Powiedział potem, że mu głupio, bo ci koledzy to mówią, że albo ma babę na boku, albo, że płeć zmienia i on już nie wie co robić, bo żona wierzy kolegom, że jej numer wykrecil i sobie inną wynalazł! Pewnie młodszą i ładniejszą! I że z takim numerkiem to ona dłużej pod jednym dachem nie wytrzyma.

A w końcu rozmowę grzecznie zakończył, bo mu się środki na koncie kończyły.

A ja postanowiłam ten numer komuś wykręcić i do Henia na phona jak w dym! No i pytam go: Do kogo ja dzwonię...? Bo to mój stary numer!!!


piątek, 21 marca 2014

kolejny (z)rzut

diagnozy bywają mylne
i o brzemienne skutki
nietrudno
złe rozpoznania jednostki
to statystycznie powód rozczarowań
nawracających nasileniami

zaostrza się

bo wiosna to przecież tylko remisja zimy
w naszym klimacie – nieuleczalnie przewlekłej

remisje cieszą i rodzą nadzieje
podrzucane przez bociany
zanim odlecą


środa, 19 marca 2014

Somnologia

Całą noc śniła. Sen prostował ścieżki
splątane za dnia w chmurnym okamgnieniu.
Sen był spokojny – nigdzie się nie spieszył.
I bez znaczenia

była w nim jawa z tymi splątanymi...
I nawet ona – siedząca na krześle -
ważyła słowa, aby nie ciążyły.
Ulga – nareszcie.

Dzień ten - tej nocy - miał słoneczne nuty.
Cienie w pokoju tonowały mądrze
przejaskrawienia bezrozumnej buty.
Myślała: skądże?!

Skąd w śnie tym nagle zobaczyła boleść
w okaleczeniach nagle obnażonych -
na karku, głowie, piersiach i ramionach?
Snu druga strona...

Zbudzona, dialog rozważa, obrazy...
Ścieżki na jawie straciły prostotę.
Za oknem szarość a na dziennym niebie
ni śladu złota.

Pójdzie prostować – codzienny rytuał –
zapomnieć, zatrzeć. Odstawi w kąt krzesło.
Może znów kiedyś w śnie odnajdzie spokój
zraniona przeszłość.
Jacek Yerka - Sen nocy letniej

niedziela, 16 marca 2014

z puentą za piętą

wiersz zamieścił na kobiecie -
cały się nie zmieścił,
no bo tyle chciał przekazać
w poemacie treści.
teraz puenta aż za piętę
wyszła i się szwęda,
jak nie przymierzając mara,
albo i przybłęda.

stylistycznych figur w tekście
cała masa była:
najpiękniejsza hiperbola
biust uwypukliła!
metafora się panoszy
tuż pod obojczykiem,
aż kobietę prawie całą
przeszywa dreszczykiem.

epitety, porównania,
onomatopeje -
od opuszków i paznokci
aż po wiotką szyję.
no bo przecież dobrze wiecie -
w wydawnictwach bieda!
może wierszyk na kobiecie
nareszcie się sprzeda!?

mnie wydaje się, że dzieło
będzie wiekopomne.
cóż, że kanwą nagie ciało
(powie ktoś: nieskromne).
cóż, że puenta się pałęta,
bo zbyt mała pięta!?
edytować zawsze można,
lecz o tym pamiętaj:

gdy się bierzesz do pisania
na niewieścim zadku,
pod uwagę weź element
 takiego przypadku,
że do gustu przypaść może
gabaryt niewielki -
z małym polem do popisu
jego włascicielki.

bądź świadomy nasz poeto -
 jej waga piórkowa.
gospodaruj więc oszczędnie
potencjałem słowa!

prawo dowolności

ocalać własną wolność chociażby za jej cenę
chociażby nieudolnie stać twardo bo bezcenna
choć tyle paradoksów i nie do pary frazy
dowolnie je ustawiać i każdą z nich wyważyć
odważnie stawiać czoła i czołobitnym nie być
dopóli wolna wola ma w nas otwarty kredyt


czwartek, 13 marca 2014

wiosenny szalik

wczoraj włożyłam lżejszy płaszcz
i lżej zrobiło się na duszy.
z fantazją przerzuciłam szal -
ten, który w sklepie tak mnie skusił.
teraz frędzelki z wiatrem w tan!
ożyły na kraciastej przędzy,
jakby gdzieś ze mną chciały gnać -
byleby dalej w wiosnę, prędzej...!

rdzawość i zieleń w słońca błysk
chcą się koniecznie wkomponować.
i mówię wam, tak lekko mi,
jak lekkie były tamte słowa,
które sfrunęły niczym deszcz,
a potem wsiąkły... wiosna nowa
z zapachem, co zapiera dech
szepce: nie warto słów żałować.

warto do słońca zwrócic twarz.
ciepłym powietrzem się zachłysnąć.
nabrać wyrazu, zamiast słów
gonionych wiatrem . czas wygwizdał
jak czujny sędzia. teraz znów
ich pustkę niesie. frędzle szala
w ciszę wplątują resztki nut,
by dźwięk fałszywy nie ocalał.

Naiwne gdybanie

Gdyby Księżyc umiał śnić,
pewnie by o Słońcu śnił.

Rzeka - gdyby grać umiała,
taktem walca by pluskała.

Gdyby tańczyć umiał sen,
w tangu wirowałby z dniem.

Zimny kamień, gdyby marzył
że ktoś dotknie go goręcej,
mimo obaw, że poparzy...,
kształtem wyrażałby serce.

Razem

Rzekłbyś, szczególnie dobrana para;
razem jak Kajus i Kaja.
Dziarsko przed ołtarz, w podróż poślubną
 za ręce. Flesze błyskają.

Potem, wciąż wspólnie, choć naprzeciwko
rzucają twarde dowody.
Na sali rozpraw znów oko w oko -
razem - żądają rozwodu.

Znosili społem dole, niedole.
A życie dawało w pięty!
Dzisiaj też znoszą... małżeńską wspólność.
On wręcza jej alimenty

Ona mu w zamian wniosek o podział
(bo przecież wiele łączyło).
Majątek wzrastał i rosły dzieci...
Kurczyła się tylko miłość.

Bywało: sądził, ona sądziła..,
że razem na stare lata...
Na ławce w parku.., na zdrowie ziółka...
Sączą dziś smak adwokata.

poniedziałek, 10 marca 2014

Dziwaczka bosa

I znowu bosa i jak Pan Bóg stworzył,
choć na przedwiośniu znowu go prosiła,
aby korektą opatrzył rodowód,
albo na nowo by się urodziła

w innym wymiarze - w ciepłej otulinie,
w której już zima nie będzie jej straszna.
W ładnych kozaczkach, w oprzytulnej dzianinie -
cała bez wierszy zapisanych maczkiem.

Bez pleceń ciągłych wpisanych w genotyp,
na które bliscy patrzą jak na dziwo.
- Po co? – pytają. Za mało ci prozy?
Bez wierszy przecież człowiek się obywa!

I żyje życiem - jakie by nie było!
W głowie ma rozum, a nie konsonanse.
Ty – w przyśnicielkę chyba się zmieniłaś.
Mogłabyś twardo po ziemi. Masz szanse

gadać po ludzku, a nie jak stuknięci.
O chlebie myśleć i o przyodziewku.
Sweter na drutach dziergaj, a nie wersy
na jakimś zmiętym papierowym skrawku.

Może i racja. Może gna w ułudę.
Ale co zrobić z tym cholernym genem,
który nie wiedzieć jakim wpełznął cudem
i bosą – głupią, w dziwaczkę zamienił?

czwartek, 6 marca 2014

gapy

przejdzie nam wszystko
i my nad tym wszystkim
do porządku chaosu
myśli
od nowa budowanych
na tych samych ruchomych piaskach

[...] domki na kurzych łapkach
skrzypiące drzwiczki z beliczki [...]

nie zdążymy zauważyć jak bardzo
przechodzimy w kierunku ostatniej
strony powieści
o wiecznych rozbitkach

kolejny przegapiony rozdział
podzielony na akapity
pełne znaków zapytania
i zielonych niedopisanych wysp

[...] ogień przed szałasem
gwiazdy spadające wprost w palenisko [...]


poniedziałek, 3 marca 2014

W gablocie

Światło z wdziękiem

W tej lampie - nafta – nie ma Dżina,
ducha, co sieje ziarna marzeń.
Duszę ma lampa – ta w muzeum.
Zebrała skrawki wielu zdarzeń,
które dotknęła światłocieniem,
nim czas w rekwizyt ją zamienił.

W gablocie - w ciszy – gwar wspomina;
nad książką pochylone głowy,
rozmowy, fakty i nowiny,
sylwetki ludzi po zachodzie,
kiedy budziła się do grania
światłem w pomieszczeń załamaniach.

Chciałoby się odczytać z duszy
tej lampy, którą czas zachował,
kto ją zapalał, co widziała
i jakie podsłuchała słowa?
Ile rozterek i radości
w pamięci lampy wciąż się mości?

Minęły lata, całe wieki
wtopiły sie w patynę rzeczy.
Cienie przeszłości, cień człowieka...
w jej kształcie z czasem się uwiecznił.
W refleksach światła, które drżało.
Z wdziękiem sekrety przemilczało.

niedziela, 2 marca 2014

Za burtą

Co się stało z naszym światem?
Co się z naszym życiem dzieje?!
Z przyjacielem, obcym, bratem...?
Gdzie podziały się idee?

Gdzie jest człowiek, który znaczy
więcej, niźli etos tłumu?
Ktoś nam wszystko przeinaczył
w teatralny krój kostiumów,

albo w ciasne uniformy
tego, co się dziś opłaca.
Zdefasonowane normy.
Kto odstaje, ten przeszkadza!

Niewygodne - do lamusa,
nierentowne niech upada!
Kogo dzisiaj dziwak wzrusza,
który wierszem co dnia gada?

Zapalony naukowiec,
wolontariusz zagorzały?
Taki, który prawdę powie,
choćby przeczył jej świat cały?

Niepokorny publicysta,
zbuntowany ideowiec?
Pod prąd – dzisiaj oczywiste -
nie jest tym, co by na zdrowie

szło. Więc trzeba z prądem, z nurtem...!
Nie przystajesz, więc za burtę!

Obsługiwane przez usługę Blogger.